“There are two ways to reach me: by way of kisses or by way of the imagination. But there is a hierarchy: the kisses alone don’t work.”/Anaïs Nin

poniedziałek, 14 lipca 2008

Złe złego początki, czyli internetowe podrygi eM

Żeby pisać, pisać z rozmysłem trzeba mieć słuch absolutny, a jeśli ktoś absolutnie nic nie słyszy?
Hmmm, lalala, próba mikrofonu… znowu coś się sprzęga…

No i stało się. Przestudiowałam podręcznik z przysposobienia do życia w necie i założyłam coś, co zwie się internetowym pamiętnikiem. Prowadzenie bloga to czynność równie intymna jak kopulacja psów na osiedlowym trawniku. Niby nikt nie patrzy, ale każdy ukradkiem podgląda sztukę chędożenia w wersji dla ubogich. Bo kto nie lubi z całą swoją wnikliwością i ogromną zaciętością analizować, śledzić, komentować, zmieniać bieg czyjejś historii. Popełnienie bloga nie różni się zasadniczo od innych błędów, które mi się przytrafiają, ale czasami ciśnienie muli i wewnętrzne oko musi wyłowić okruch łuny świetlnej, żeby zaistnieć poza leniwym, acz bezpiecznym miejscem z masy szarej ulepionym. Najlepiej jako odrębny byt, gdzieś w przestworzach internetowych(to zdanie nie ma zdynamizowanego napięcia międzywierszowego i jest jakby za długie).
K jak konsekwencja tego, ze upór robi coś z niczego – mówi song. Ale należą Ci się pewne wyjaśnienia, mój Drogi Czytelniku. Systematyczność, która jest warunkiem niezbędnym do blogowania jest mi obca, więc jeśli tu wpadnę, to z powodów czysto towarzyskich. Zanim zdziczejesz od telewizyjnych seriali, szok & szoł w rodzaju „Taniec z Pudzianami”, „O Dżizas, jak oni ziewają” zaproszę Cię na wirtualne ciastko z kremem i herbatę z rumem (czy innym prądem). Tylko proszę: nie zadepcz mi nowego zmyślonego dywanika w przedpokoju. Możesz nanieść błota, ale go nie depcz, tylko zanurz się w jego wzorzystej toni…
W całym tym cywilizacyjnym galopie możesz rozsmakować się w obrazkach z mojego życia. Rozgość się… Śmiało.

Oglądając, słuchając i czytając innych blogowiczów pokrzepia mnie myśl, ze jest nas więcej i nie będę się samotnie w sieci wygłupiać. Boleśnie pokaleczona karmą chropowatych życiorysów współblogowiczów poczułam, że są jednak pewne granice artystycznej i wewnętrznej wolności. Z zachwytem poopowiadam o związkach z kulturą, z nabożnością o paraliżu umysłowym, który niekiedy mnie dopada. Podzielę się prawdą o świecie, snach, pięknie, miłości w osobliwości jej trwania (boleśnie trudnej i zbyt silnej, by mogła się do końca ziścić).
Jeśli zauważysz, że moje przemyślenia zaczniesz chłonąć jak gąbka wodę, lub jamochłon jame…(?) zwróć się do specjalisty, który pokrzepi Cię dobrym słowem i zapisze jakąś pigułkę na tę dolegliwość. Tylko nie odwiedzaj mnie częściej, niż pisuar po 6 kuflach z chmielowym, bo to będzie oznaczało, że padłeś ofiarą podprogowej manipulacji albo portal nasza klasa przestał istnieć *(niepotrzebne skreślić).
Przyjmij milczeniem lub słowem moją obecność. Każdy ślad, który pozostawisz będzie mile widziany. Przynieś duchowy kwiat lub kaktusa z kolcami (jeśli mi się należy). Może skrusze warowny mur i dowiesz się więcej. Tylko nie pisz „ pierwszy”, „żal.pl” i „boshe”. Moja wdzięczność niczym niezmącona.
Tyle tytułem nędznego, wyjałowionego z oryginalności wstępu. Zamykam umysł mój na 4 spusty i wrócę do wykolejonych wycinanek ze słów za kilka dni, o ile znajdę kluczyk do intelektu, bo jak znam życie wyniosę go razem ze śmieciami …

PS. No ok., pójdę już, bo limit znaków został wyczerpany. Operacja”Chaos” zakończona. Naniosę trochę pokory oraz zamiotę przedpokój z resztek bezsensownych wspomnień…

PS.2 A! I na zakończenie oklaski, blaski fleszy poproszę dla zniechęty–urodziłam słowo, powiedziane wspak co prawda. Tak łatwo podążać za dłonią, która pragnie nagryzmolić kilka słów skleconych na poczekaniu…teraz pobuszuje chwilę w gwiazdozbiorach

PS.3 Już mnie nie ma…poszłam, ale wrócę…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz