“There are two ways to reach me: by way of kisses or by way of the imagination. But there is a hierarchy: the kisses alone don’t work.”/Anaïs Nin

niedziela, 18 stycznia 2009

Przemyślenia w cieniu świec...

W piwnicy, przesiąkniętej zapachem butwienia dostrzegłam zapiski z młodości. Jakieś niepojęte dyrdymały, myśli nieuczesane, jak odgryziony paznokieć stały w kącie, zakurzone i porzucone.

Hmm, czy to możliwe, że kiedyś tak pisałam? Ta miękkość, lekkość, szczerość, ale i naiwność:). Uśmiech zagościł na mojej twarzy, a po nim niejedna ołowiana łza wzruszenia. Nie mogłam odlepić się od wspomnień. Z perspektywy czasu dostrzegamy chwile i sytuacje jako jeszcze piękniejsze, niż w istocie były...Zaczytałam się w nich i nie chciałam przestać...

Czasami wystarczy wyciszyć myśli, wychylić nos poza to, co poznane, zafundować sobie dzień leniucha, przestać nerwowo spoglądać za siebie...nie patrzeć na pochód tych wszechobecnych wrażeń i emocji, które sprawiają, ze tracimy kontakt ze sobą...

Po nieustannej wymianie sprzecznych fluidów ze światem, postanowiłam przez chwile pomilczeć; poleżakować, poleniuszyć, porozgrzeszać się z głupot, wyrzucić myśli, którym towarzyszą te oceaniczne rozlewiska niepokoju. Wyznaczyłam sobie taki nastrój na łikend i jest mi z nim dobrze. Zaparzyłam kawę...czekoladowo-pomarańczowo-migdałową, „pobudzacz” z ziarnistych 'owoców' życia, przesmacznie aromatyczny. Zapach małej czarnej wypełnił swoją obecnością mały pokój i zajął wszystkie moje zmysły.

Kiedy tak delektowałam się jej smakiem zaczęłam rozmyślać o tożsamości. Czy w warunkach gwałtownie zmieniającego się środowiska życia codziennego spójność i trwałość w tworzeniu jasnej koncepcji siebie staje się problemem? Człowiek miewa tak wiele społecznych jaźni własnego JA, jak wiele jest grup osób, na których mu zależy. Na ogół w każdej z grup ukazuje inną stronę samego siebie. Czy to oznacza, że relacje społeczne są zawsze w mniejszym lub większym stopniu inscenizacją.? Hmm. Dla mnie chyba jednak teatrem nie są...


Tożsamość niedookreślona


Droga do osiągnięcia tożsamości i odczarowania nijakości jest długa..zależy od poziomu otwarcia na nowe, ale może być też usiana krętymi ścieżkami, które sprawiają, ze błądzimy. Pomyślałam, że ludzie w pełni świadomi siebie, powinni mieć zdolność do wykrywania tego, co w osobowości jest fałszywe i nieuczciwe. Żeby trafnie i wnikliwie odbierać innych, trzeba jednak najpierw poznać siebie.

Dawno nie czułam tak słonecznej wolności, która nie wprawiałaby mnie w poczucie chłodu, a nakręcała do poszukiwań, snucia planów i czynienia ważnych podsumowań. Jednym słowem realna praca twórcza, służąca właśnie zorientowaniu się w sobie.

Związki międzyludzkie, duchowa i emocjonalna bliskość jest tym, co nadaje życiu wartość i co w istocie pcha mnie w moich działaniach do przodu....Czerpie z tych świeżych ocen i odbiegających od schematu opinii inspirację, a z doświadczeń siłę.


Tożsamość rozproszona


Są takie teksty, które są jakby zaprzeczeniem mnie samej. Czasami wolałabym mówić, niż być czytaną, ale słowa skreślone na kartce są precyzyjnym wywodem i często dość intymnym. Zdarzają się teksty, gdzie z każdym kolejnym słowem jestem w stanie podważyć poprzednie, rozpraszając czytelnika, ale chyba najbardziej siebie samą. Skąd ta skrajność?

Wyprowadzam słowo z równowagi, co sprawia, że źle się czuję w jego obecności. Tekst nie jest skrojony na miarę, uwiera, nie daje spokoju, dlatego kiedy go napisze, nie zawsze ujrzy światło dzienne.

Są też wywody, których nie czuję, nie odnoszę się do nich z należytym pietyzmem, bo nie pochodzą jakby od prawdziwej mnie, nie są integralną częścią mojej osobowości, mojej tożsamości. Ale skoro już się pojawiają, to potem dogrzebuje się w nich ukrytych znaczeń. Są próbą wyrzucenia z siebie stanów i emocji, których nie lubię. Są jak grypa z powikłaniami. Zrodzone z chwilowej bezsilności i żalu. Czuje się po nich mentalnie obolała i pokonana przez podstępną emocję. Potem zagłębiam się w każdą linijkę z nadzieją, że zobaczę coś, czego nie napisałam albo zobaczę za dużo myśli, których nie chciałabym widzieć. Pogrożę sobie palcem niedbale, od niechcenia i wymamroczę w duchu:„Ale sobie nagadałam. Koń by się uśmiał”...

To rozproszona w działaniach i słowie tożsamość, nad którą muszę popracować!


Tożsamość odroczona


Zdarzają się i w moim życiu chwile, które powodują, że zamykam się na świat zewnętrzny. Nie potrafię się skupić, nie chce pracować, spać, jeść, nie mogę nawet poukładać i zebrać myśli. Nic nie mieści się wówczas w harmonogramie moich planów i działań. To jest jakby tożsamość odroczona. Aktywność własną sprowadzam do podstawowych czynności – "nicnierobienia", w porównaniu do działań, które zwykłam uprawiać od świtu do zmierzchu. Nawet 4-godzinna próba gospelowego grania sprawia wówczas, ze przez chwilę "My soul says Yes!", a już dzień później "My mind says No!"...

To potrzeba odosobnienia i zdystansowania się do rzeczywistości. Jestem wtedy w stanie znieść samotność bez najmniejszej szkody dla siebie....

Potrzebuje tych przeżyć ekstatycznych, a nawet mistycznych, by utrzymać wewnętrzny dystans i doświadczać więcej i mocniej. Suche rejestrowanie faktów i zjawisk to zupełnie nie ja.


Tożsamość nadana


Postanowiłam, że nie będę się kłaniać w pas obrazkom małej wiary, bo cała siła tkwi w nadawaniu głębi wszystkiemu, co jest w moim życiu ważne i istotne. Muzyce, tańcu, pisaniu, malowaniu, gotowaniu i może nawet zmywaniu... hmm. By nie smakowało jak szpitalna zupa, która z założenia dobra być nie może.

Nie cenię sobie kontaktów powierzchownych, pragmatycznych, a autentyczne, szczere i wartościowe relacje.

Nie, nie kręci mnie już tak osiąganie sukcesów, a raczej uczynienie sukcesu z życia...

Nie chce być niemym świadkiem i poddawać się temu, co życie niesie samo. W mojej egzystencji nie może ujawniać się zamęt, nieład, niespójność lub konflikt.

Osiągnięcia owszem. Są ważne i miałam ich na tyle dużo, że chętnie obdzielę nimi ze 4 życiorysy. Ale... nie o to, zupełnie nie o to... Bo teraz oto jest miejsce na...


... Tożsamość osiągniętą


Zaczęłam traktować swoje potrzeby poważnie. Przyjrzałam się sobie i własnej zawartości, by pewne rzeczy i mało sensowne relacje ze światem wyciąć, na nowo decydując kim chce być...

To proces nieustający, aż do osiągnięcia magicznej chwili, kiedy wejdę w sens każdego pojedynczego dnia.

Przyjemność i obowiązek inwestowania w swój rozwój, rozglądanie się po linii krajobrazu, wyprawa do serca to jest to, czego teraz potrzebuje. Osiągnięcie szczytu pragnień, który razi swoim ogromem, ale jednocześnie kusi mistyką obiecanych przeżyć...


Tak więc tożsamość osiągana jest nieustającym procesem, poszukiwaniem w t(ł)oku..., gdyż musi się gdzieś ukrywać esencja życia, odkryta dopiero po osiągnięciu tożsamości kompletnej...


sobota, 10 stycznia 2009

Muzyka melodii niewypowiedzianych


***

Jacek Yerka - Fortepian



Odkurzyłam piano...


Pierwszy dźwięk, pierwsze zdigitalizowane spojrzenie klawiatury na eM, pierwsza nuta, pierwszy dreszcz, intensywność G...(prawie jak Gräfenberga), minorowe b-molle, skale durowe, w półcieniu półton, za chwile„sekunda” wygrana mezzo forte....


Przyjemny dreszcz, skąpany w soulowym koktajlu; zamknięty w kluczu wiolinowym powiew melancholijnego krajobrazu i szaleństwa zarazem.


Wieczorny miód dla duszy, orzeźwiająca bryza, szron na roztańczonej trawie, oddech tymianku zaklęty w dźwięku, dźwięku wypełzającym z klawiatury do naszego spokojnego, zrównoważonego i pięknego świata.


Metrum czteromiarowe - konstruktor porządku - przywołuje zmysły, rozbudzone falą głodu...


Dzięki Niej, tak łagodnej i czystej muzycznej Harmonii, pozostaję w kontakcie z uczuciami...


Muzyka...



piątek, 9 stycznia 2009

NIE NALEWAJ Z PUSTEGO...


Księga wniosków, skarg, zażaleń.


Patrzę oczami mych okiennic na ulicę zanurzoną w czerwieni świateł. Odbijające się w śnieżnobiałym trawniku neony natchnęły mnie do rozważań. Mam zwyczaj nazywania wszystkiego w urwisowaty, przekorny sposób. Na pomarańczowe mówię różowe, o Picasso, ze to słynny polityk był, a zamiast faux pas mówię „fułaje”.Lubie ten wyraz lekkiej konsternacji na twarzy oraz zdziwienie w oczach moich rozmówców. A jeśli ktoś pomyli Whartona z Warholem to czy jest to dowód na ignorancję, czy znowu się tylko zgrywa...?Hmm. Tak naprawdę zmierzam do tego, że z literek możemy wytopić pomnik pomylonych interpretacji, sensów i zdarzeń...Władanie słowami to ważna, ale i odpowiedzialna umiejętność...

W związku z tym (choć nie jest on bezpośredni) przyszła mi do głowy taka oto smutna refleksja. Czym skończyłaby się próba uczynienia z naszego życia księgi wniosków, skarg i zażaleń całego świata. Takim chyba lekkim zażenowaniem i męką. Płaszczyzną do eksperymentu niech stanie się egzystencja eM. Wystawię swoją codzienność na żarłoczny apetyt rycerzyków, co w jasnej lśnią zbroi i pozwolę im skakać prosto do źrenic, w imię dobrej i słusznej sprawy, by mogli sięgać do najgłębszych zakamarków mojego Ja. By mogli konsumować każdą cześć mnie, niczym smaczne ciastko. Od czasu do czasu pozwolę też skopać się po jajkach, gdyż lubię jak puchną. Znajduję w tym rozkosz nieziemską. Tak jak Agnieszka Chylińska czyni z kupowania lekko krwistej polędwicy prawie seksualną przyjemność. Na ringu wszelkie chwyty dozwolone. Jeśli inaczej się nie da...Są różne sposoby na wybudzenie, otrzeźwienie, zmiany. Z wielką ochotą przyjmę też serię z pocisków, które z cichym i bezdusznym jękiem poszybują w moją stronę. W końcu jestem "misją"(lub emisją elektronów) wysłaną na ziemię, by np. ubarwiać, przyozdabiać i zmieniać życie innych, czyniąc je bardziej nadzwyczajnym i atrakcyjnym. W ramach rozrywki i dodatkowego bonusa mogą więc na mnie wyładować wszelkie swoje frustracje, gniew, problemy, emocje - te złe i te dobre. Śmiało. Nie krępujcie się ludzie. Przy okazji wezmę też na swoją głowę całe jestestwo wszystkich zainteresowanych. Poprowadzę za rączkę, pogłaszcze po główce. Będę waszym smutkiem, radością, nostalgią, powietrzem, nadzieją, wolnością, chwilą... że nawet w mojej bliskiej obecności zaczniecie odczuwać bolesną nienawiść do każdego centymetra, który Was ode mnie dzieli i przeklinać, że to tak krótko...ech...

Słowa, słowa, słowa... a siła ich rażenia zależy od tego jak je zinterpretujemy...


"Reaching for my dreams
And you're so quick to say what I can't do
You criticize my actions
But I don't see you standing in my shoes..."


"I'm 'going the wrong way'
I'm 'doing the wrong things'
Every word just gives me fuel
So come on, come on... Tell me NO, tell me NO !"


Nie przywykłam do faktu, że ktoś kontroluje moją codzienność, w sposób mniej lub bardziej inwazyjny lub jawny. Moja wrodzona upartość i to podwójne zaprzeczanie wszystkiemu, czyni próby urządzania mojego życia według rożnych wizji daremnymi. Nawet jeśli dają świeże i nowe spojrzenie na wiele spraw. Szerokość i dogłębność myślenia pozwala mi na to, że jestem w stanie sama pewne sprawy dostrzec, choć potrzebuje na to czasu i przestrzeni. I czasami jestem skłonna do zmiany stanowiska, czy kierunku myślenia. Jednak nawet ja nie analizuję każdej minuty mojego życia z taką zaciętością, pomimo natury myśliciela z dość filozoficznym usposobieniem. Konsekwencja moich wyborów i czynów jest dla mnie kwestią głęboko osobistą. Musi być więc dobrze przemyślana. Dlatego łaknę ciszy. Żeby zobaczyć w tym wszystkim siebie. Przyjąć zapowiedź zmian.

Życie to nie jest chwila pochwycona w biegu; trzeba mu się przyjrzeć i zaplanować zgodnie ze sobą. Skłaniam więc do namysłu(wszystkich, którzy próbują) czy takie działania są właściwą drogą, by do mnie dotrzeć? Nie jestem Sierotką Marysią, która pozwoli sobie wejść na głowę. Bliżej mi raczej do Zosi Samosi. Każdy ma prawa, ale i obowiązki wobec drugiej osoby, by szanować jej wybory i prywatność oraz tolerować to, jak żyje. Cudownie mieć Anioła Stróża, który za nami łazi i dba o nasze interesy. Zdarzyć się jednak może razu pewnego, że ów Anioł 'pozna' i prawdziwie spotka Tę, której słowa będą go unosiły, kształtowały i będzie się nimi upajał. A że Panna rzeczona będzie miała wszelkie cechy niezbędne do tego, by uwierzył: głowę na karku, wyobraźnię: ten rodzaj emocji i komunikowania się ze światem, któremu ów Rycerzyk oprzeć się nie będzie mógł, może być mu przykro, że wcześniej sypał jej solą między oczy, zamiast herbatę posłodzić miłym słowem. Wnoszę więc o większą świadomość sensowności swoich poczynań? Na przyszłość... gdyby jednak chciał taką Pannę kiedyś "spotkać", a nie tylko zobaczyć...


"I am not afraid to try it on my own
I don't care if I'm right or wrong
I'll live my life the way I feel
No matter what I'll keep it real you know
Time for me to do it on my own..."

"If you're making me feel bad
Then tell me then do you feel good?
I'm just human and all I'm doing
Is what my heart tells me I should

So come on, come on, tell me NO!"


To pisała Nieposkromiona Królewna „Ścieżka” z bajki romantycznej nr 19 (co zasiała razu pewnego ziarnko zastanowienia, które sukcesywnie poczęło kiełkować. Być może wypełniła sobą umysły, słowami zajęła myśli, uśmiechem dotknęła zmysłów, a swym istnieniem weszła w sam środek zatwardziałych serc, ale potrzebuje teraz chwili, by wsłuchać się w siebie...)


*********


Życie – uniwersytet wyrzeczeń


Wyrosłam już z pieluch i matczynej opieki. A to, co mam najcenniejsze, czyli własną indywidualność i osobowość, zawdzięczam sobie. Nie mogę jednak pominąć w tym procesie tworzenia siebie ważnych osób, które miały istotny wpływ na moje życie. Płonnym złudzeniem i nadzieją byłoby natomiast kształtowanie swoich uczuć według opinii innych, gdyż umarłabym głodna. Są to sprawy, które nakazują nam postępować tylko i wyłącznie według kardiologicznej wskazówki, własnego rozumu, obserwacji, ale i intuicji oraz doświadczeń. Serce musi dotknąć emocji, żeby sprawdzić, czy jest czysta, dobra, a dusza nie cierpi na jej nadmiar. Zdarza się, że ta emocja jest jasna, niczym pachnąca łąka kwiatów wiosną, ale nie zawsze to, czego pragniemy jest tym, czego potrzebujemy. I czasami niespełnienie marzeń bywa łutem szczęścia... czasami. Trudno nam wykraczać poza to co poznane, własne, oswojone i dobre. Moja umiejętność empatii i angażowania się w losy bliskich mi osób powinna mnie wyzwolić i pozwolić normalnie żyć, ale okazała się dla mnie największym zniewoleniem. Choć czasami mam wrażenie, że jestem niewolnikiem słusznej sprawy i daru, który nie każdy otrzymuje. Współodczuwam, patrzę głębiej, szanuje ludzi...i w ten sposób mogę kształtować, czy wpływać na zmianę postaw u innych (ale tylko jeśli tego chcą i potrzebują).

Staram się nie zaprzątać sobie głowy wydumanymi możliwościami. Ale nie leżę też w domu przykryta gazetą, kontemplując zastaną rzeczywistość, na którą nie mam wpływu. Nie prowadzę jakiejś bezsensownej walki z siłami natury. Zdarza się, że mentalnie uciekam i skręcam w nieznane, przekomarzam się z przypadkową, ale niezwykłą chwilą w moich romantycznych wędrówkach, by zaznać magii, której potrzebuję...

...bo parafrazując Dostojewskiego powiem: „czasami chodzi o to, by mieć prawo zapragnąć dla siebie czegoś choćby najgłupszego, niemożliwego lub nieosiągalnego. Przecie to nieosiągalne w istocie, zawiera w sobie to, co jest dla nas najważniejsze i najcenniejsze....”


Czasami chorujemy na brak podsumowań, bo tak bardzo potrzebne są puenty lub ciąg dalszy lub... cokolwiek, co byłoby czymś więcej...


wtorek, 6 stycznia 2009

Kobieta z wiatru utkana...

Leżała wtulona w puchową kołdrę. Rozbudzona w nieśmiałych marzeniach i uderzona impulsem prosto w serce, długo nie mogła przywołać snu. Jakby brama miłości, dotychczas zamknięta, miała ustąpić bez protestu. Przymknęła powieki, ciężkie i oblepione strzępami niepojętych wrażeń, uwędzonych w cierpkim sosie z rozterek i obaw. Ciało miała rozgrzane gorączką i w końcu znalazła się w objęciach Morfeusza. Gdy nastał sen spokojny, do wnętrza jej duszy i zakamarków wyobraźni wdarło się powracające pragnienie. Najczystsza myśl, miłość zatrzymanych wieków i jednej upajającej chwili. Nadeszła z zamiarem obecności na dłużej. A zaraz po niej to spojrzenie, które natychmiast utonęło w jej myślach.


Niczego nie oczekiwał, jednocześnie czekał na wszystko. Nie potrafił oddzielić pragnienia od zamiarów...


Jej dłonie zaczęły pieścić delikatnie i niepewnie kontur jego ust, w obawie, by nie zatrzeć ich gwałtowniejszym gestem. Była w posiadaniu całej przestrzeni niewypowiedzianych słów. Mogła go uciszyć lekkim, jedwabistym pocałunkiem, spijając sok z jego ust. Wtedy poczuł smak delicji i czystego raju. Potem długo sycili sobą wygłodniałe dusze... święci w swoim grzechu. Kobieta z wiatru utkana i mężczyzna nie z tego świata...



sobota, 3 stycznia 2009

Noworoczne przeobrażenia

Nieszczęścia chodzą czwórkami. Error fona, pralki, dzięki której moje ubrania są w rozmiarze S , jak 'skurczone' i zabarwione na tęczowo. Stan zdrowia co najmniej opłakany i mniej „bladowitości milczenja” - idąc za Bazi podsumowaniem co do moich obficie kwiecistych wyn(at)urzeń. Flirt wyobraźni z językiem rozgadanym i wycyzelowanym był zazwyczaj wyjściem mojego obszernego ducha poza ciało. Jednak ekshibicjonizm emocjonalny potrafi uśpić czujność. A w efekcie. Hmm. Pomilcze na ten temat.


Gdyby pisanie sprowadzało się do konkurencji, kto później postawi kropkę w zdaniu ośmiokrotnie złożonym, byłabym gdzieś w czołówce. Cóż. Tylko na moim kawałku internetu mogę sobie pozwolić na wysokie stężenie przymiotników, przekraczające dopuszczalną normę na metr kwadratowy. W gazecie muszę dynamizować napięcie międzywierszowe i skracać zdania do minimum. :)


Wobec tego dziś tylko ziemskie sprawy, słone cierpienie wilgotnych od kataru oczu, surli turli, lops drops. Pozostał mi w tej chwili płytki oddech oraz nieprzesłoniona gorączką kobiecość i zwiewność. Grypa wparowała do mojego życia nieproszona i wcale nie zamierza się stąd wynieść. To już drugi tydzień okupacji. Może ja czegoś nie doczytałam. Może te tabletki z założenia mają mnie dobić, a nie uzdrowić? Mój podręczny lekarz internetowy nie działa, więc jeśli do piątku nie zejdę z tego ziemskiego padołu, to znaczy, że przechytrzyłam wirusa.


Zastanawiam się jak długo można chorować i... wariować. Przenosić swoją cielesną powłokę z miejsca A w miejsce B, jak wazon ze zwiędniętą różą. Po tylu dniach zmagań z bakteriami mam anatomiczną potrzebę nowego nosa, mniej zasmarkanego. I potrzebę snu, który z kolei nie chce nadejść.


Przepraszam za nieodebrane telefony...(milczące trwanie, częściowo zapewnione przez error nieszczęścia numer 1 w dniu wczorajszym) i niespełnione obietnice...


Jedni do celu idą bezterminowo i trudniej, innym olśnienie natychmiast wyznacza właściwy kierunek. eM w dwójcy jedyna prawdziwa ( <------fenks Grzechu) ujawnia się dłużej, ale za to coraz pewniej i jaśniej poprzez głębsze, refleksyjne spojrzenie na własne życie. Mam czas, by na nowo zakumplować się ze sobą, zaprzyjaźnić z wyszeptaną do ucha myślą i opanować emocjonalny chaos.


Życie to (nie)sen i zaczynam siebie w nim coraz wyraźniej dostrzegać...


*****

PS. Opatulona w kołdrę wyszperałam cytaty dwa, którymi chętnie się podzielę:


"Wszechświat obfituje we wszystko czego chcesz. Nie sprawdza cie. Życzliwie zaopatruje cie. Ale ty jesteś koordynatorem. Ty definiujesz, i robisz to przez swoje radosne oczekiwanie. Jeżeli jest jakieś uczucie, które powinieneś pielęgnować, które przyniesie ci bardzo wiele korzyści, to jest to pozytywne przewidywanie. To rozpalone oczekiwanie." (***Abraham***)


i w ingliszu

"The Universe is abundant with everything that you want. It's not testing you. It's benevolently providing for you. But you are the orchestrater. You are the definer, and you do it through your joyous anticipation. If there is an emotion that you are wanting to foster, that would serve you very, very well, it is positive expectation. It is excited anticipation" (***Abraham***)

*****

"Poczuj siłę i świeżość twojego“teraz”: Rozszyfrowujesz kontrast. Wiesz czego chcesz. Wiesz czego nie chcesz. Wypuszczasz swoja „rakietę pragnienia” tego, czego chcesz i stoisz teraz w całkiem nowym świeżym miejscu. Pragniesz w świeży sposób czegoś, czego nigdy nie pragnęłaś wcześniej. I to właśnie jest życie. W tym nowym pragnieniu przywołujesz kolejną porcję Energii. Gdybyś tylko mogła delektować się teraz samym faktem posiadania pragnienia i gdybyś przestała usilnie próbować je spełnić w jakiejś fizycznej postaci, otrzymałabyś to" (***Abraham***)

wersja dla ambitnych

"Feel the power and the freshness of your "now": You decipher the contrast.You know what you don't want. You send out your rocket of desire of what you dowant, and now you stand in a fresh new place; you want in a fresh way that you have never wanted before. And that's what life is. In that fresh wanting, you summon another dose of Energy. If you can begin to savour the mere fact that you have desire right now, and you would stop trying so hard to have that desire be fulfilled and manifested in some physical format, then you would have it" (***Abraham***)

*****