“There are two ways to reach me: by way of kisses or by way of the imagination. But there is a hierarchy: the kisses alone don’t work.”/Anaïs Nin

niedziela, 1 lutego 2009

Revolutionary Road

„Droga do szczęścia” nie należy do tych produkcji, które cudownie i przyjemnie masują nasze neurony. To brutalna prawda o kondycji współczesnego życia stawiająca pytania:

Czy próba odczarowania młodzieńczej niewinności i pragnień jest naiwnością?

Dlaczego marzenie o lepszym życiu, o spełnieniu ma być mrzonką, naiwnym planem?

Do czego prowadzi mała, bezpieczna stabilizacja i rutyna?


Czyżby wiwisekcja społeczeństwa?

Chyba tak, i chyba nie tylko amerykańskiego....


Uderzające, dobrowolne wyrzekanie się własnej wolności, indywidualnych dążeń do szczęścia zostało pokazane w tak dramatyczny, dosadny i mocny sposób, że seans dławił, uwierał i utrzymywał mnie w totalnym napięciu...

Fabułę zaledwie nakreślę...

OnFrank Wheeler ( Leo Di Caprio) – urzędnik, który wykonuje bezsensowną i nudną pracę, zadowala się przygodnymi romansikami dla zabicia pustki, której doświadcza w codziennym życiu

OnaApril Wheeler (fenomenalna w tej roli Kate Winslet)- „kura domowa” i średnio zdolna aktorka, marząca o wielkiej namiętności, karierze i lepszej wizji życia, pozbawionego banału.


Dla podkreślenia przeciętności, szarości i odcieni nudy April jest niemal odarta z makijażu. Usta, niekiedy pomalowane intensywną czerwienią, są próbą odwrócenia uwagi od jej oczu, wypełnionych zwątpieniem, bólem, ale jednocześnie żarem i iskierką nadziei na odmianę losu.

Oboje skutecznie maskują frustrację. Nie mogąc znieść nijakości, jaka ich otacza, decydują się na wyjazd do Paryża. W Europie będą mogli rozwijać swoje pasje, podążając za marzeniami, wolni od konsumpcyjnej i kapitalistycznej Ameryki. Od wszelkich norm i ustalonego porządku. "I wanna feel things...really feel them" - mówi Frank. Lecz co się dzieje dalej?


Wszyscy udają, że nie udają...


Szlachetny pesymizm bijący z ekranu od pierwszych sekwencji filmu nie daje szansy na happy end. Początkowa euforia po podjęciu życiowej decyzji o zmianie, przeradza się w dołujące i sączące z minuty na minutę uczucie przygnębienia i opresji. Na drodze do szczęścia staje awans Franka, wizja pozornej odmiany oraz lęk przed nieznanym i nowym. Opowieść prowadzona tempem powolnym, cały swój dynamizm zyskuje w doskonałych, wielowymiarowych i mocnych dialogach.

Film nasycony obrazami i tak wyrazistą, a jednocześnie oszczędną grą Winslet - rozdrapaną wewnętrznie, nieszczęśliwą i pragnącą wyrwać się z utartej konwencji - dosłownie wstrząsa. W jej grze wszystko nabiera znaczeń dodatkowych, ukrytych. Jej bunt jest stłumiony, choć wewnętrznie ukazuje się jako rozhisteryzowana, na skraju załamania, kobieta.

Emocja zaklęta w dramatycznym milczeniu, pokazana w minimalistyczny, pozbawiony ozdobników sposób, ma ogromną siłę rażenia.

Za próbę życia zgodnie ze sobą April płaci najwyższą cenę, a dołujące uczucie niespełnienia ma tragiczne konsekwencje dla wszystkich.

Film demaskuje prywatną rozpacz i życie będące pomiętą kartką papieru, która może przynieść albo ważny przekaz albo nieczytelny, zamazany, nagryzmolony banał.

Najpyszniejsze w tym wszystkim jest poczucie sensowności tego, co wygłasza John, syn „przyjaciół” Wheelerów, określany mianem chorego psychicznie dewianta. Jednak purytańska Ameryka miażdży lub traktuje elektrowstrząsami wszystko co jest odmienne, indywidualne, szczególne. Jego intensywnie narzucająca się podskórność i to co wygłasza zdaje się być jedynie słuszną prawdą. Ale inność oznacza społeczny ostracyzm i to co mówi odbierane jest jako majaczenia wariata.

Ani przez moment nie czułam, ze to co wygłasza jest przesolone. Sceny z jego udziałem są jednym z mocniejszych akcentów filmu.


Droga do szczęścia to wstrząsające, odurzające kino.


Podglądając obrazki z życia Wheelerów nie trudno oprzeć się słusznemu twierdzeniu, że prawdziwa doskonałość człowieka wyraża się w poszukiwaniu sensu i szczęścia. Przez całe życie dążymy do wydobycia z siebie najlepszych działań, myśli, pragnień. Ale co dalej?

Jedyne co jest w stanie utrzymać nas w pionie, zachować zdrową kondycje to wypracowanie swojej wewnętrznej rzeczywistości, dostępnej tylko sobie.

Jest jeszcze rozum i mądrość, która wyraża się też w pełnym rozeznaniu w sytuacji, ocenie układu sił, szans i możliwości. Mądrość dalekowzroczna, przewidująca, pełna poświecenia, a zarazem odważna.

Chcemy uniknąć „zmasowienia” myśli i spłycenia świadomości, sprowadzenia nas do bycia przeciętnym klonem i banalnym elementem w tłumie. I możemy to osiągnąć. Pamiętajmy jednak o tym, że „lepsze może się okazać wrogiem dobrego”


Nasze marzenia nie muszą pójść na dno... jak Titanic.