“There are two ways to reach me: by way of kisses or by way of the imagination. But there is a hierarchy: the kisses alone don’t work.”/Anaïs Nin

środa, 19 sierpnia 2009


Rafał Borcz - "Tramwaj"


Zerknęłam dziś na obraz, któremu nie mogłam się oprzeć. Tej kolorystyce, która tworzy esencjonalny klimat całości. Dzięki niemu myślami wróciłam do pewnego letniego dnia sprzed wielu wielu lat. Wspomnienia osłodzonego nienasyceniem. Gdy tramwaj leniwie płynął po torach, a ja swoim odbiciem w szybie, odwracałam uwagę duszy od niewypowiedzianej tęsknoty. Sen to był, chwila, oddech może? Telefon pęczniał od sms-ów, w których uczucia miały tak natrętnie twórczy charakter...


"...Nikt nie wie ile dla mnie znaczą Jej uśmiechy, z których rodzą się sny, tak łagodne..."

"...Teraz już chce odważnie prowadzić się, poważnie... cóż"

"...Nikt nie wie, ile dla mnie znaczy brokat słów, milczenie, gdy braknie tchu..."

"...coś podpowiada mi, że dla tych paru chwil jest warto żyć i razem być i dalej trwać"

"...Nikt nie wie, ile znaczą Jej ciepłe dłonie, Jej "dobranoc", kiedy opadam w puch miękkich włosów, wpół przymkniętych powiek..."

"...Ty moja tu, Ty moja tam, Ty moja tak..."

"...kiedy zbudzisz się, na pewno już nie poznasz mnie, bo sobą jestem tylko wtedy kiedy jestem sam..."

"...zachowało się pod piórem to co mogło zostać w nas..."



Nie powiedziałam "Tak"...



sobota, 8 sierpnia 2009

Błękitne drzwi..



"Dopóki nie uczynisz nieświadomego świadomym, będzie ono kierowało Twoim życiem, a Ty będziesz nazywał to przeznaczeniem" C.G. Jung



Dziś bardziej rozumiem i czuję te słowa, niż kiedykolwiek wcześniej. Dotarłam do głęboko ukrytej w sobie mocy, by tworzyć życie takim, jakie chce, żeby było. Nie ignoruję już swoich wewnętrznych wątpliwości, podszeptów, intuicji i uczuć. I nadal uciekam od jednoznacznego postrzegania ludzi, w myśl zasady, że każda reakcja mówi więcej o nas samych, niż o innym człowieku.


Weszłam w etap życia, który szczególnie uwrażliwił mnie na pewne sprawy i poczułam to jasne uwolnienie i chęć, by pozostać białym w swojej duszy.


Wszystko co nas spotyka, bez wyjątku, ma znaczenie i nadaje sens oraz wartość naszemu życiu. Nawet przypadkowe zetknięcie z pewną plastyczką, która wydziergała mi naszyjnik w prezencie, kiedy biegłam na starówkę. Czy wczorajsze popołudnie z Andżelą, która po jednym spojrzeniu zapoznała mnie ze sobą słowami: „Prawdziwe piękno z wnętrza wypływa”, nie pozostawiając wątpliwości, ze to spotkanie miało czemuś służyć. Przez parę godzin rozmowy dowiedziałam się o sobie więcej, niż w ciągu ostatniego roku. Bezinwazyjnie, z zachowaniem sprawiedliwej proporcji i umiaru. Jak dużo może dostrzec ktoś, kto mnie wcześniej nie znał i nie widział.


"Każda lekcja nas kształtuje, a powraca w mocniejszym doświadczeniu”... Najprawdziwsza to prawda.


Teraz chcę być jeszcze bardziej uważna i refleksyjna, a nie wciśnięta w ramy bycia poukładanym i takim mocno właściwym. Ten, który dusi w sobie to, co złe w imię bycia ideałem, nie może być jednostką w pełni świadomą. Nie mówię tu o sytuacji, w której pozwalamy na to, by być zasilanym przez zło, bo zupełnie nie o to chodzi. Mocne i stabilne podłoże duchowe nie zbuduje w nas zła, będzie drogą do radzenia sobie z negatywnymi emocjami.


Każdy, kto będzie dążył do stworzenia idealnego w sobie człowieka „bez skazy”, nie otworzy się na wiele możliwości. Będzie tylko o nich marzył. Jeśli czegoś chcę, robię to. Kiedyś przekraczałam siebie w tak wielu sytuacjach, a dziś czuję się, jakbym zupełnie o tym zapomniała. Śmiało podążałam przed siebie, pozostając w kontakcie z emocjami i uczuciami. Wiedząc, że robię to dla siebie i widząc w tym spełnienie moich pragnień. Gdybym wtedy skupiała się wyłącznie na chceniu, a nie konkretnym działaniu, prawdopodobnie nie zdobyłabym cennych doświadczeń i nie osiągnęłabym tego, co już mam. Dlaczego dziś miałabym zatracić w sobie tę zdolność? Życie przecież trwa dalej. Czy tkwię w jakiejś podporządkowanej formie, która mi tego zabrania? Nie tkwię! Nie muszę, a nawet nie chcę. Dlatego wybór tej drogi, którą od zawsze chciałam iść stał się dla mnie naturalny i oczywisty.


Czasami spotykam na swojej drodze ludzi, których słowa nie mogą we mnie wzrastać, bo brzmią one niewiarygodnie. Dlaczego? Bo oni nie żyją w sposób, jaki głoszą. To nie oznacza, że jeśli jesteś ornitologiem, to masz zacząć latać. Nie. Ale może warto zrobić coś, by wyrwać się z cholernego odrętwienia?


Czy mam prosić o łatwe, wygodne życie, upływające mi na prostych zadaniach, będących kopią takiego „wspaniałego” i „szalonego” życia, jakie miewają niektórzy moi znajomi? Gdzie tu droga do osiągnięcia stanu szczęśliwości? Gdzie jest ten przykuwający uwagę, jasny snop promieni, który miałby rozświetlić duszę i drogę? Przepraszam, że nie kłaniam się w pas, nie przyklaskuje, nie jestem zwolennikiem takich 'wzniosłych' akcji, skoro ich nie dostrzegam? W takim razie po co to wszystko? Czemu ma służyć ?

Żeby zostać autorytetem i osobą godną zaufania musimy szanować słowa już wypowiedziane, podążać za nimi. Dlatego przestańmy sobie codziennie obiecywać, że podejmiemy jakieś działanie. Po prostu to zróbmy. Tylko w ten sposób można komuś zaimponować i być może usłyszeć kiedyś: „Kurcze. On/Ona faktycznie to zrobiła. Żyje w taki sposób, do którego nas próbował(a) przekonać. Chapeau bas.”


Z tej prostej przyczyny wiem, że tak naprawdę niczego i nikogo wokół siebie nie muszę zmieniać, a poznać to, co chciałbym wyeliminować w sobie. I widzę potrzebę zmiany. Chcę tego.


Wszystko co nielogiczne i głupie, nieznośnie tkwi w naszej głowie, w umyśle, w kalekim odbieraniu świata, a nie na zewnątrz. Tylko zharmonizowany wewnętrznie człowiek, będzie czuł się zadowolony, uszczęśliwiony i w pełni uwolniony z łańcuchów i kajdanów prostej mentalności.


To właściwy stan duszy, a nie umysłu (nawet najbardziej otwartego) sprawi, że nie będziemy potrzebowali ludzi do wypełnienia pustki, w której tkwimy i żyjemy. Nie będziemy skonfliktowani z otoczeniem, nie będziemy odczuwali zawiści, ani złości, że nie do końca czujemy się osobą, jaką chcielibyśmy być.


Zamach na naszą wolność, strukturalnie przemyślany atak wyimaginowanego wroga jest naszym wymysłem. Tych, z którymi się nie zgadzamy, potraktujmy jako swoisty dar, że stanęli na naszej drodze. Bo pozwolą nam dostrzec w sobie cechy, których nie znosimy i które nas drażnią. Natomiast ci, do których lgniemy niech staną się odpowiedzią na to, co mamy w sobie niezwykłego i wielkiego.


Każdy człowiek jest wyjątkowy. Od każdego możemy czerpać tyle ile chcemy. Oczywiście. Możemy przyjąć założenie: „You won't get the best of me”, ale jeśli ktoś ma z tego jakąś naukę, to warto przyjrzeć się cechom, które są w nas najlepsze i podarować je w prezencie. Na przyszłość.

Dlatego teraz chcę się skupiać na pozytywach, a nie na negatywach. Świat będzie dla mnie w zupełności niezwykły i w porządku, jeśli sama z siebie będę w pełni zadowolona.


Mój kolega ze studiów, który prowadzi kreatywne warsztaty rozwoju osobistego, zapoznał mnie z paradoksalną teorią która głosi, że: „Człowiek staje się tym, kim jest, a nie tym, kim chciałby być”.(uwaga! W tym miejscu niektórzy mogą mieć reakcję alergiczną na tanią filozofię :>).
Oznacza to nic innego jak to, że świadomie powinien akceptować siebie takim, jaki jest. Co z kolei stanie się warunkiem dla późniejszego osiągania zmian i podejmowania właściwych działań i decyzji w naszym życiu. I jest w tym logika oraz głęboki sens. By emocjonalnie i mentalnie czuć się osobą, jaką jesteśmy, a nie jaką chcielibyśmy być, uwolnić się od bagażu kompleksów, wewnętrznych ograniczeń, negatywnego myślenia o sobie. Co w przyszłości będzie miało przełożenie na nasze relacje ze światem.



Żeby zostać elementem wiecznym, konkretnym i stanowczym, bez tanich wymówek dla siebie, poszukam błękitnych drzwi bezwarunkowej akceptacji dla siebie i innych. A jeśli spotkam po drodze mur, to je sobie namaluje. I przekroczę to, co nieprzekraczalne, zanim rozsypią się za mną wilgotne cegły ścian.


niedziela, 2 sierpnia 2009

SHORTy II


Znowu to samo. Przed blokiem, który właśnie ocieplają na zimę, wita mnie styropianowy śnieg. Gęsty i lekki. Płynie z nieba niesiony przez wiatr wprost na uliczny ogród do terenowych rozmyślań. Dobry na ostudzenie potencjału filozoficznego, choć tu raczej przydałoby się wiadro lodowatej wody.

Podczas gdy naród 'łikendowo' wypoczywał poza granicami prowincji, z impresją szopenowską w uszach, w wykonaniu Możdżera, spędziłam godzinę na ławce. Z kartką i długopisem na kolanie, szukając jakiejś rozgrzewającej inspiracji. W słuchawkach dźwięczało teraz piano forte oraz szorstkie, lecz w dobrym tonie muzykowanie Stańko. Sam stwierdził niegdyś, że jego twórczość jest pełna natręctw, bo ma skłonności maniakalno-depresyjne. Słusznie ...


Tak więc siedziałam na tej ławce i obserwowałam ludzi. Na szczęście naukowcy odkryli, że istnieje jednak jakieś życie poza siecią i to co nas otacza jest znacznie bardziej fascynujące. Choć przypuszczam, że za lat kilka powstaną internetowe dzieci, które będzie można doglądać za pomocą myszki :). Zaspokoją potrzebę łatwego kupna, czasem z dostawą do domu, gwarancji i pełnej satysfakcji użytkowania.


-E, my nie planujemy dzieci, za to nasz pies kończy jutro 3 lata.

-My też jeszcze rodzić nie będziemy. Za to mamy nową kartę graficzną.


Mawiają z dzikim podnieceniem znajome pary. Można sobie tak porozprawiać o swoich „zabawkach”: karierze, wypadach do galerii handlowych, wakacyjnych wyjazdach, clubbingach, kursach jogi i gotowania. Wszędzie wokół ta sama 'bajka'. Hmm. Chciałabym wkrótce poczuć, a właściwie zrozumieć, że nie jest moja. Jednak pewne procesy się samoistnie dokonują, są konsekwencją zmian w rzeczywistości, której codziennie doświadczamy. Z bólem stwierdzam, że jesteśmy pokoleniem serwisów internetowych. I jest to chyba naturalna kolej rzeczy. Nikogo już ten stan rzeczy nie dziwi. Nie ma potrzeby, by mielić i przetwarzać w jakiś szczególnie eksplorujący sposób to, co oczywiste.


Wróciłam więc do domu. Na biurku jak zwykle artystyczny nieład, gdyż porządek z reguły rodzi chaos.


Dokonało się.


Mistyczne przejście z chaosu we mnie na bajzel wokół siebie. Cytując kumpla podobno „zgłębianie arkan tożsamości mojej, by posprzątać w sobie nie jest mi potrzebne. Do twarzy mi w tym bałaganie, który w moim wykonaniu jest niczym kropla rosy na źdźble trawy, pierwszego dnia wiosny - krystaliczny i spotykany rzadko w takiej postaci.” W nieładzie czasem łatwiej odnaleźć siebie.


A za moment znów uciekam w stronę natury. Bo spotkanie z przyrodą stanie się niedługo dla nas jak kontakt ze społecznością majspejsową, gdy masz miliard 'przyjaciół' i najfajniejsze w tych znajomościach jest to, że nigdy się z nimi nie spotykasz... ;)


sobota, 1 sierpnia 2009

Proces zmiany asymetrii


Dziś przebudziłam się przed 6 rano, kiedy blady świt zerkał jeszcze nieprzytomnie w zaspane okna. Inwazja promieni słonecznych na poduszkę wyrysowała wzór, na którym skupiłam całą swoją uwagę. Obrazek abstrakcyjny, za którym podążałam dłonią, widząc w tym działaniu emocję nieważką i szansę na zmaterializowanie marzeń. Jeszcze bez planu, bez kształtu, bez nazwy, ale pragnień stabilnych, w połamanym rytmie dnia. Przeciągnęłam się leniwie, ubrana jedynie w aksamit pościeli. Ten mój własny mikroświat stał się miejscem, które smakowałam w geście indywidualnego zaproszenia.


I've learned to love the quiet moments, the Sunday mornings of life...


Od teraz wyciszona i pewniej stąpająca po gruncie codzienności, już nie biegnę na oślep, nie płynę bezwolnie. W pochodzie wielobarwnych istnień ludzkich, pokładam nadzieję w tych, którzy patrzą mi w oczy, potrafią chwycić za dłoń, porwać nieoczekiwanie i nieustannie zaskakiwać. Tylko tym, że po prostu są. Istnieję dla spraw realnych, którym można zawierzyć i oddać się bezwiednie.


Nie muszę już w cichej akceptacji i pokoju wspomagać ludzi w wędrówce na wyżej usytuowane tereny ducha. To pomysł jednak dość szalony i wypalający. Zwłaszcza, gdy moje działania brutalnie mąci syntetyczna wręcz obojętność. Wówczas wskaźnik oporu wobec prób kontaktu ze mną staje się wyższy, niż wskaźnik zezwalania. Wtedy zamieniam się w wektor jasnego wspomnienia.


Moje rozpaczliwe starania naprawy istniejącego stanu rzeczy, pragnienie zmian przy pomocy estetycznych i silnych impulsów, przestały mieć teraz kluczowe znaczenie. W tej bezsensownej procesji mentalnego paraliżu, pozbyłam się z siebie nie-mojego, porzuciłam święte przekonanie o tym, że nasza planeta i my – ziemianie, jesteśmy dziełem doskonałym. Oczywiście, że wciąż noszę w swoim umyśle zbiory sprzecznych czasem twierdzeń, wątpliwości i pytań, które drgają i kotłują się we mnie. One napływają w kalejdoskopie szaro-burych barw i nieokreślonych kształtów, kumulują się i męczą czasem okrutnie. Jednak przestałam się nimi dzielić.


when my grey turns to yellow...


Nigdy nie musiałam się określać poprzez słowa. Chciałam być i trwać tylko dla sytuacji i ludzi, którzy mnie chcą i potrzebują, nawet gdy rozsadzam konwencje i uwieram w niewygodzie jak kanciaste krzesło. Wtedy, gdy gładkie i delikatne myśli chowam w kieszeń. Chłostana emocją i policzkowana słowem, nie obawiam się stawiać prawdy na ostrzu noża. Taki to już koloryt lokalny podwórka eM, dziedzicznie uwolnionej od opinii ludzkich.


Moje działania materializują się w wyborach, których dokonuję. I decyzjach, za które biorę odpowiedzialność. Czasami jest to prosta zdolność do akceptacji konieczności, a czasami bardziej zdecydowane posunięcia. Zawsze realizuję jednak rzeczywistość wykrojoną z miłości. Ciepłej i orzeźwiającej, jak letni deszcz. Stale i niezmiennie. I nigdy tego nie zmienię, choćby po to, by wyjść z prostych ram myślenia o świecie. By wymagać od siebie i innych. I nie ważne czy te działania czemuś służą...


Przecież to, jak wygląda nasze życie i relacje ze światem, jest odpowiedzią na nasze postępowanie. Dostajemy tyle, ile oferujemy. A o drugiego człowieka trzeba dbać, dawać mu poczucie zainteresowania i ciepła z naszej strony, by mógł się tym nasycić, od tego wewnętrznie rosnąć. Czasami wystarczy posłuchać wspólnie z nim ciszy. Albo pochylić się nad nim, gdy słabnie, bez niepotrzebnej rozwałki w głowie i werbalnej szermierki. Tak to widzę, czuję i odbieram, wszystkimi swoimi zmysłami. Każdy, kto odnajdzie w sobie odrobinę dziecka to potrafi. Będzie instynktownie czuł jak kochać i szanować innych bezwarunkowo, nie oczekując cudu w zamian.


Ale tego nie da się nauczyć, tego nie można udawać. Można się z tym urodzić albo to w sobie wypracować. Wystarczy zmienić dysproporcje między „chcieć” a „móc”. Zamiana słowa w ciało nie niesie ze sobą konieczności zmiany priorytetów i wywrócenia wszystkiego do góry nogami. Jak w talii kart...


...a zwłaszcza na tej z wizerunkiem waleta karo, którą znalazłam na łotewskiej ziemi i noszę ją w portfelu ze świadomością, że symbolizuje kogoś, kto ma ten sam habitus i energię co ja...