“There are two ways to reach me: by way of kisses or by way of the imagination. But there is a hierarchy: the kisses alone don’t work.”/Anaïs Nin

wtorek, 14 grudnia 2010

...

Ile siły i wrażliwości daje obserwacja nieba. Szarej magmy z chmur, konturów, które określają i domykają przestrzeń. Bez opisu, który dotyka tego (nie)codziennego widoku.




"Magnetyzm serc" CHARLES CHAPLIN



Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, uświadomiłem sobie,

że emocjonalny ból i cierpienie są tylko ostrzeżeniem dla mnie,

żebym nie żył wbrew własnej prawdzie.

Dziś wiem, że to się nazywa

AUTENTYCZNOŚCIĄ.


Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, zrozumiałem,

jak żenujące jest dla innych, gdy narzucam im własne pragnienia,

wiedząc, że ani nie nadszedł odpowiedni czas,

ani tamta osoba nie jest na to gotowa,

nawet jeśli byłem nią ja sam.

Dziś wiem, że to się nazywa

SZACUNKIEM


Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie,

przestałem tęsknić za innym życiem i mogłem dostrzec,

że wszystko wokół mnie stanowi zaproszenie do rozwoju.

Dziś wiem, że to się nazywa

DOJRZAŁOŚCIĄ.


Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, zrozumiałem,

że zawsze i we wszystkich okolicznościach

jestem we właściwym momencie i we właściwym miejscu

i że wszystko, co się dzieje, jest właściwe.

Od tamtej pory mogłem być spokojny.

Dziś wiem, że to się nazywa

WEWNĘTRZNĄ PEWNOŚCIĄ.


Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie,

przestałem ograbiać się z wolnego czasu

i przestałem tworzyć kolejne wielkie plany na przyszłość.

Dziś robię tylko to, co sprawia mi radość i przyjemność,

co kocham i co sprawia, że moje serce się uśmiecha.

I robię to na swój sposób i we własnym tempie.

Dziś wiem, że to się nazywa

RZETELNOŚCIĄ.


Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, uwolniłem się

od tego wszystkiego, co nie było dla mnie zdrowe.

od potraw, ludzi, przedmiotów, sytuacji i od wszystkiego,

co wciąż odciągało mnie ode mnie samego.

Na początku nazywałem to “zdrowym egoizmem”

Ale dziś wiem, że to

MIŁOŚĆ DO SAMEGO SIEBIE.


Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie,

przestałem chcieć zawsze mieć rację.

Dzięki temu rzadziej się myliłem.

Dziś wiem, że to się nazywa

SKROMNOŚCIĄ.


Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie,

wzbraniałem się przed życiem w przeszłości

i troską o własną przyszłość.

Teraz żyję chwilą, w której dzieje się WSZYSTKO.

Żyję więc teraz każdym dniem i nazywam to

DOSKONAŁOŚCIĄ.


Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, uświadomiłem sobie,

że moje myślenie może uczynić ze mnie chorego nędznika.

Kiedy jednak zwróciłem się do sił mojego serca,

mój rozum zyskał ważnego wspólnika.

Ten związek nazywam dziś

MĄDROŚCIĄ SERCA.


Nie musimy już się obawiać sporów,

konfliktów i problemów z samymi sobą i z innymi,

ponieważ nawet gwiazdy wpadają na siebie, tworząc nowe światy.

Dziś wiem, że TO JEST WŁAŚNIE ŻYCIE!






poniedziałek, 25 października 2010

Granica piękna

***






"Piękno, które się samo definiuje, staje się kiczem" - powiedział Kuba Wojewódzki uczestnikowi 'Mam talent'



Teraz, gdy maszyneria swiata płynie wolniej, w chwili zapomnienia, zadumy i refleksji, ta myśl powraca do mnie i ujawnia się, jak skala wszystkich przeżyć.


Każda woda, jeśli pijemy ją zbyt długo, zaczyna smakować tak samo. Piękno zawsze smakuje inaczej, jeśli czerpiemy je z różnych źródeł. Daje bezkresny spokój, który rozlany jest strumieniem wody cichej, orzeźwiającej i harmonijnej.


Piękno, które się samo definiuje jest jakimś przekłamaniem... Zgadza się, choć to uogólnienie. Przyciągnęło jednak moją uwagę jak Modigliani, który malował 'puste 'oczy, ale jednak pełne wyrazu i nieuświadomionej głębi.


Czasami zastanawiam się, gdzie jest ten piękny świat, w którym znajdują się złoża miłości i beztroski? Z tego powodu słowa moje zerwały się z krępującej uwięzi, by przelać je na papier.


Mówimy o pięknie ludzi, przyrody, krajobrazu jesiennego, przedmiotów, które budzą w nas uczucie zachwytu.

Rozważamy też piękno duszy, czynów lub charakteru. Dekorujemy nim duszę, podsycamy je marzeniami i oczekiwaniami.


Jednak piękno często jest jakąś cząstką nas, do której nie wszyscy mają dostęp. Możemy je w drugim człowieku dostrzec lub obudzić.

Jak często mijam się z pięknem o ułamki sekund, o uderzenie serca i wiem, że tam się kryje, choć nie ujawnia.

Piękno nie da w sobie stłamsić wewnętrznej ekspresji, choć czasami milknie i kurczy się w sobie. Daje rodzaj wolności i jest w tym wiarygodne, bo nie włada. Tkwi w pokorze, która rodzi się z cierpienia.Wzbudza zaufanie, woła niemym szeptem i przybiera kształt miłości. Nie wyraża się w doskonałości, ale w byciu takim człowiekiem, który przyzwala na niedoskonałość.


Kobieta pięknieje, kiedy kocha i jest kochana. Staje się najpiękniejsza, kiedy jest piękna w oczach swojego mężczyzny.


Piękne jest to co proste i symetryczne. Piękno nie wymaga pokłonów, jest naturalne jak oddech i nie budzi niecierpliwości. Jest zjawiskiem oceanicznym, poza czasem i przestrzenią.

Piękne jest to, co czyni nas lepszymi i pogodzonymi ze sobą ludźmi.

Piękno lubi towarzystwo nieprzewidywalności i spacer w jej zaczarowaniu.

Jest jak srebrzysty kolor skrzydeł, jak muśnięcie ust pocałunkiem i delikatny dotyk. Jak starówka w stylu Mudejar, pełna bibelotów, rękodzieła i migocząca tysiącem kolorowych świateł.


Piękno zawiera się w duszy, umyśle, a nie w słowie. Mieści się w wieloznaczności i niedopowiedzeniu.

Bywa też niezrozumieniem.


Piękno to uskrzydlona i szczęśliwa kobieta, ktora w zamyśleniu skupia wzrok na czymś nieuchwytnym. To niezmywalne wewnętrzne spełnienie i doświadczenie pozazmysłowe, które staje się płomienistym pragnienieniem światła, odwagi myśli i wykonania.


Wreszcie piękno układa nas do snu i swym delikatnym głosem usypia,

gdy nastanie gęsta czerń nocy.




Piękno świeci jaśniej w sercu tego, który za nim tęskni, niż w oczach tego, który je widzi.

Khalil Gibran


***



piątek, 22 października 2010

"Napisać historię Jednego Świata"...szepty, głosy, wołania, krzyki ( cała wieża Babel języków, tonów, dźwięków, brzmień, intonacji, b-molli i C-durów)

R. Kapuściński, Lapidarium II

czwartek, 21 października 2010

Generator sonetów

Bukiety Jolki

Spotkali się, by już po 10 próbach stworzyć utkaną z materii muzycznej opowieść. To jak krótka chwila skradziona rozpędzonej rzeczywistości, ale za to szlachetnie owocna.


Kolaboracja Jolki Sip, Michała Iwanka, Jarka Gosia, Piotra Bogutyna, Krzysztofa Redasa i Maksa Woska to bogactwo tekstów, kameralnych i soczystych dźwięków, które razem tworzą esencjonalny i bardzo ilustracyjny obraz całości. W tej 6-osobowej machinie każdy prosperuje jak dobrze naoliwiona jednoosobowa działalność z nieograniczoną odpowiedzialnością. Uderza ich warsztatowa kompetencja, organiczne i świeże brzmienie oraz młodzieńcza energia. Muzyczny koloryt Jola ubarwia na zmianę zaczepnym i romantycznym wokalem.


"Ja nie tańcze" oraz "Bukiety" to zaproszenie do mini spektaklu, który ma dyskutować z widzem i korespondować z jego wrażliwością. Jolka swoje wnętrze wydobywa w szkicowaniu za pomocą słów i melodii fragmentów swojej lirycznej duszy. Każda piosenka niesie nas w inne rejony artystycznej ekspresji. Teksty Joli Sip i Basi Kondrak są efektem spontanicznej współpracy, z której zbudowały mozaikę uczuć, spiętą klamrą spójnej koncepcji muzycznej.


Aż chce się zagarnąc Jolkę z całym bogactwem nowych doświadczeń, w pełni świadomym już artyzmem i piękną samodzielnie. Bo jest w tym konsekwencja, wysoka muzyczna kultura i atmosfera szczerości, słyszalna w każdym wyśpiewanym słowie. Z naciskiem na przyjemność w odbiorze i urokliwą tamatykę, z wpisaną w tle anegdotą.


Koncert Joli "Bukiety"odbędzie się 5 listopada o godzinie 18.00
Miejsce: Dom Kultury LSM, ul. K.Wallenroda 4 a
Wstęp wolny
www.myspace.com/sipjolka

Ps. Materiał z ulotki informacyjnej, którą stworzyłam na potrzeby koncertu hadesowego w marcu 2010 r.


piątek, 1 października 2010


If all you ever do is all you've ever done, then all you'll ever get is all you ever got - an old saying in Texas.

Inspirujące na dziś i jutro.

sobota, 25 września 2010

Nekropolia w Metropolii


Obserwując chwile temu świat z 26 piętra stołecznego drapacza chmur

przyglądałam się dominującej sylwetce miasta


Prostokątne budynki i zgeometryzowana architektura

Dawna stolica kontra młoda dynamiczna metropolia

Klimat magicznych uliczek przeciwko brzydocie ulic rozkopanych

Domy pełne tajemnic w opozycji do apartamentowców materialnych


Tam na dole - wymuszona praca, gorączkowa gonitwa, brak wymiany i swobody

Tu w górze - natura i wolność, rzędy obłoków poprzecinane przez stado grafitowych ptaków

Poniżej - fast food, fast love, fast life

A powyżej - na nieboskłonie - iskrzące się kolory jesieni

Kiełkująca potrzeba wrażliwości i balastu

Promień słońca przebijający się wprost na ulice miasta

oświetla pędzący tłum w sukienkach z ekskluzywnych lumpeksów i garniturach od Armaniego

Splot charakterów ludzich, które roztyły się w swych oczekiwaniach i dążeniach


Szarą architekturę Warszawy powoli ogarnia 'duch' życia

Świat rozlewa się gęstą poświatą, a tłum płynący w mrówczym tempie tworzy swoistą z nim relacje

Z każdej części miasta napływają ludzie

by za kolejnym zakrętem ujrzeć cień własnego zycia

jak obumarłe neurony; zmęczeni targowiskiem próżności


Makroświat miłości, czy niechęci?

Zmaganie szarości z bielą?

Prawda, czy zmyślenie?

Jak dwa intymne zyciorysy, które tropią się nawzajem

Papierosowy dym, rozedrganie, dźwięk komórki, wielkomiejski hałas

Świat imaginacji, czy przestrzeń buntu, kreacji i szaleństwa?

Chemiczny związek dwóch różnych światów, jednoczący sie w dialektyce duszy

wypełnionej czymś dawnym, pomarszczonym i nowoczesnym zarazem.


Pozostanę po drugiej stronie siebie samej

macając wzrokiem zakątki Mojego własnego Miasta

Poza światem zagmatwanych warszawskich, nie-moich spraw



piątek, 24 września 2010

Canto


Dziś cudzesem się posłuże, ale sprzedaje go tu z premedytacją.
Wczoraj amigo mój rzekł, że jesteśmy panami swojego losu przechadzającymi się po ziemi niczym po rajskim ogrodzie...

Zatem coś buńczucznie prowokującego na teraz


"Bóg dał nam Paryż, Wenecję
architekturę secesyjną, zegarki
i zegary Art deco
dał nam poziomki
zamglone świty za oknem kawiarni
sklepy
dał nam Tomasza Manna oraz Prousta
a także wrzosowiska Irlandii
oraz wymyślił bilard i nastolatki
i tysiąc innych rzeczy
jak wodospady, Boską Komedię,
fajki, wiersze Rilkego,
ulice wysadzane platanami
na południu,
amerykańskie samochody z lat czterdziestych,
pióra Mont Blanc, przewodnik
po Grenadzie oraz
Koniaki, Giny, Whisky i Bordeaux
na pewno nie w tym celu
żebym siedział
przez osiem godzin dziennie
w pracy
jak jakiś chuj"


Andrzej Kotański "Canto"


poniedziałek, 20 września 2010


view - uczynione jesiennie telefonem
odsłania postrzępioną i barwną kurtynę sklepienia urodzaju










wtorek, 7 września 2010

Kwasożłopy


Ostatni raz z Acid Drinkers rozmawiałam w 2001 r. z okazji ich trashmetalowej ob(d)jazdowej trasy i wizyty w Graffiti*. Była to pogawędka o czarownicach, pytonach, zielonej wodzie, nowej płycie i alkoholu, dodatkowo okraszona dźwiękowo - wizualną mieszanką koncertową. Zrozumiałam potęgę tej formacji, a gatunek, który miałam w głębokiej pogardzie stał się dla mnie estetycznym novum, do którego wracam w okolicach klimatów jesiennych.


Grali wtedy w składzie: Titus (wokal, bass), Popcorn (gitara), Perła (gitara, wokal) i Ślimak (perkusja, wokal).

Moja wiedza na temat tego, co muzycznie tworzą była wówczas mocno okrojona, ale do sprawy podeszłam z należytą starannością. Uzbrojona we wsparcie merytoryczne w postaci dziennikarza muzycznego Dz.W., w medytacyjnym skupieniu prowadziłam dywagacje na temat artystowskiej filozofii Titusa.

Wiedziałam na pewno, że lider nigdy nie wie jaki kształt przybierze płyta. - 'Gdybym to wiedział, przestałaby mnie interesować' - powiedział mi później.


Chciałam jednak wrócić do tej rozmowy sprzed lat, kiedy panowie byli u szczytu kreatywności i z prostej formy potrafili uszyć coś bardzo wyrafinowanego. Dałabym im wtedy wyróżnienie za postępy w nauce i pewność, że bycie kosmicznie dobrym i utrzymanie poziomu wymaga wielokrotnego przepracowania. Potrafili rynkowi muzycznemu skopać dupę wybornie.


Dziś są nie mniej egzotyczni i wciąż komplementowani przez fanów, choć muzycznie trochę gdzie indziej. Jednak nawet żywność jest teraz modyfikowana genetycznie, więc panowie wzięli na warsztat covery, żeby je udusić we własnym sosie. A Kwasożłopy są kapelą od początku do końca przemyślaną, więc efekt przeróbek też jest miejscami wywrotowy.


Z tej ciekawej rozmowy sprzed paru lat przytoczę najbardziej dewastujące kawałeczki.


Życie Acidów jest głośne, szalone i wstrząsająco spontaniczne.

Titus opowiedział o jednej z imprez, która na pierwszy rzut ucha wydaje się rozpasana i mocno podejrzana, ale atawistycznie przyjemna:


- Obudziłem się w pewnym momencie gdzieś w Poznaniu, idąc z murzynem o imieniu Kennedy. Wylądowaliśmy w domu u czarownicy, która karmiła nas suszonymi grzybami i jabłkami. Byli tam też indianie, ale tacy normalni;nie amerykańscy, tylko studiujący w Poznaniu. Był też żywy Pyton, który mieszkał w szafce pod telewizorem. Na drugi dzień podpisywałem kontrakt na 4 płytę, ale niestety mój kontrahent z firmy fonograficznej zastał mnie zarzyganego w wannie pełnej zielonej wody. Potem dowiedziałem się, ze mój kumpel ma dziecko z czarownicą o imieniu Adonis. Żyje ono we Francji, a czarownica umarła dwa lata temu. To wszystko prawda.....


- Wiele było takich imprez - dodał Perła, gitarzysta - Ja to mam trochę spóźniony zapłon. Kiedyś w przedszkolu nie bardzo lubiłem przebieranki. Myślałem, że to wstyd. Pare lat temu okazało się jednak, że to rewelacyjny pomysł. Teraz robimy imprezy piżamowe, greckie, rzymskie. Jest przeciekawie i przegłupkowato.


Młodzież nie chce volvo

Młodzież nie chce jaguar

Młodzież nie chce półwytrawnego wina

Młodzież nie chce dezodorant w kulce

Młodzież nie chce model do sklejania

Młodzież chce adidasy


Rozmawiając o piwie Perła i czystej wódce, którą Acidzi preferują przeszliśmy płynnie na tematy muzyczne. Kawałki grane przez support skierowały rozmowę na aktualną wtedy "Acidofilię"


- Jeszcze nie styknęły się nasze utwory. Ja oscyluję wokół cięższego i bardziej pokręconego grania - wyjaśnił Titus, ale tu będzie bardziej rockandrollowo., choć ciężko. Ciężkie czasy, ciężka muzyka.


Rozmowa zeszła na koncerty, dorobek muzyczny i odwieczne pytanie, czy z muzyki da się wyżyć.

- Ja cały czas nastawiałem się na granie i ze z tego będę żył. I tak jest. Będąc Perłą w Acid Drinkers nie muszę codziennie isć do pracy, zajmuje się muzyką i starcza mi na życie, Wpadłbym w niezłą papkę, gdyby nie granie. Dostałem się kiedyś co prawda na Akademię Rolniczą, gdzie studiowałem technologię drewna, ale granie a Acidach było moim marzeniem.

- Ja nie mam zielonego pojęcia kim bym był, jeśli nie muzykiem- dywagował Titus. - Pewnie kapralem w armii


Młodzież nie chce Eriki Young

Młodzież nie chce T.S Elit

Młodzież kochać Szwarcenegesssy

Młodzież chce mieć dużo więcej kesssy

Młodzież nie chce Kmicic

Młodzież nie chce kolarzówka

Każdy głupi ch... to super Bond

Młodziez chce ( sami wiecie) taniej benzynesssy.


Spytałam chłopaków o fanki, bo Machina podała, ze grouppies Acidów są najbardziej zainteresowane bliskim spotkaniami z muzykami

Tak jest - zaśmiał się Perła

- Bardzo możliwe - dodał Tytus. Nie grałem w innych zespołach, więc ciężko mi stwierdzić. Ale to wspaniale. Jak powiedział kiedyś Steven Tyler z Aerosmith "To bardzo pokrzepiające"


Ale ja nie chce

Ja nie potrzebuje

Lubie być tym, kim jestem.


Koniec fragmentu erudycyjnej petardy acidofilskiej.


Enter.



** utwór Youth z płyty "Broken Head"


*(opublikowane w Dz.W. 2001.10)