“There are two ways to reach me: by way of kisses or by way of the imagination. But there is a hierarchy: the kisses alone don’t work.”/Anaïs Nin

piątek, 9 stycznia 2009

NIE NALEWAJ Z PUSTEGO...


Księga wniosków, skarg, zażaleń.


Patrzę oczami mych okiennic na ulicę zanurzoną w czerwieni świateł. Odbijające się w śnieżnobiałym trawniku neony natchnęły mnie do rozważań. Mam zwyczaj nazywania wszystkiego w urwisowaty, przekorny sposób. Na pomarańczowe mówię różowe, o Picasso, ze to słynny polityk był, a zamiast faux pas mówię „fułaje”.Lubie ten wyraz lekkiej konsternacji na twarzy oraz zdziwienie w oczach moich rozmówców. A jeśli ktoś pomyli Whartona z Warholem to czy jest to dowód na ignorancję, czy znowu się tylko zgrywa...?Hmm. Tak naprawdę zmierzam do tego, że z literek możemy wytopić pomnik pomylonych interpretacji, sensów i zdarzeń...Władanie słowami to ważna, ale i odpowiedzialna umiejętność...

W związku z tym (choć nie jest on bezpośredni) przyszła mi do głowy taka oto smutna refleksja. Czym skończyłaby się próba uczynienia z naszego życia księgi wniosków, skarg i zażaleń całego świata. Takim chyba lekkim zażenowaniem i męką. Płaszczyzną do eksperymentu niech stanie się egzystencja eM. Wystawię swoją codzienność na żarłoczny apetyt rycerzyków, co w jasnej lśnią zbroi i pozwolę im skakać prosto do źrenic, w imię dobrej i słusznej sprawy, by mogli sięgać do najgłębszych zakamarków mojego Ja. By mogli konsumować każdą cześć mnie, niczym smaczne ciastko. Od czasu do czasu pozwolę też skopać się po jajkach, gdyż lubię jak puchną. Znajduję w tym rozkosz nieziemską. Tak jak Agnieszka Chylińska czyni z kupowania lekko krwistej polędwicy prawie seksualną przyjemność. Na ringu wszelkie chwyty dozwolone. Jeśli inaczej się nie da...Są różne sposoby na wybudzenie, otrzeźwienie, zmiany. Z wielką ochotą przyjmę też serię z pocisków, które z cichym i bezdusznym jękiem poszybują w moją stronę. W końcu jestem "misją"(lub emisją elektronów) wysłaną na ziemię, by np. ubarwiać, przyozdabiać i zmieniać życie innych, czyniąc je bardziej nadzwyczajnym i atrakcyjnym. W ramach rozrywki i dodatkowego bonusa mogą więc na mnie wyładować wszelkie swoje frustracje, gniew, problemy, emocje - te złe i te dobre. Śmiało. Nie krępujcie się ludzie. Przy okazji wezmę też na swoją głowę całe jestestwo wszystkich zainteresowanych. Poprowadzę za rączkę, pogłaszcze po główce. Będę waszym smutkiem, radością, nostalgią, powietrzem, nadzieją, wolnością, chwilą... że nawet w mojej bliskiej obecności zaczniecie odczuwać bolesną nienawiść do każdego centymetra, który Was ode mnie dzieli i przeklinać, że to tak krótko...ech...

Słowa, słowa, słowa... a siła ich rażenia zależy od tego jak je zinterpretujemy...


"Reaching for my dreams
And you're so quick to say what I can't do
You criticize my actions
But I don't see you standing in my shoes..."


"I'm 'going the wrong way'
I'm 'doing the wrong things'
Every word just gives me fuel
So come on, come on... Tell me NO, tell me NO !"


Nie przywykłam do faktu, że ktoś kontroluje moją codzienność, w sposób mniej lub bardziej inwazyjny lub jawny. Moja wrodzona upartość i to podwójne zaprzeczanie wszystkiemu, czyni próby urządzania mojego życia według rożnych wizji daremnymi. Nawet jeśli dają świeże i nowe spojrzenie na wiele spraw. Szerokość i dogłębność myślenia pozwala mi na to, że jestem w stanie sama pewne sprawy dostrzec, choć potrzebuje na to czasu i przestrzeni. I czasami jestem skłonna do zmiany stanowiska, czy kierunku myślenia. Jednak nawet ja nie analizuję każdej minuty mojego życia z taką zaciętością, pomimo natury myśliciela z dość filozoficznym usposobieniem. Konsekwencja moich wyborów i czynów jest dla mnie kwestią głęboko osobistą. Musi być więc dobrze przemyślana. Dlatego łaknę ciszy. Żeby zobaczyć w tym wszystkim siebie. Przyjąć zapowiedź zmian.

Życie to nie jest chwila pochwycona w biegu; trzeba mu się przyjrzeć i zaplanować zgodnie ze sobą. Skłaniam więc do namysłu(wszystkich, którzy próbują) czy takie działania są właściwą drogą, by do mnie dotrzeć? Nie jestem Sierotką Marysią, która pozwoli sobie wejść na głowę. Bliżej mi raczej do Zosi Samosi. Każdy ma prawa, ale i obowiązki wobec drugiej osoby, by szanować jej wybory i prywatność oraz tolerować to, jak żyje. Cudownie mieć Anioła Stróża, który za nami łazi i dba o nasze interesy. Zdarzyć się jednak może razu pewnego, że ów Anioł 'pozna' i prawdziwie spotka Tę, której słowa będą go unosiły, kształtowały i będzie się nimi upajał. A że Panna rzeczona będzie miała wszelkie cechy niezbędne do tego, by uwierzył: głowę na karku, wyobraźnię: ten rodzaj emocji i komunikowania się ze światem, któremu ów Rycerzyk oprzeć się nie będzie mógł, może być mu przykro, że wcześniej sypał jej solą między oczy, zamiast herbatę posłodzić miłym słowem. Wnoszę więc o większą świadomość sensowności swoich poczynań? Na przyszłość... gdyby jednak chciał taką Pannę kiedyś "spotkać", a nie tylko zobaczyć...


"I am not afraid to try it on my own
I don't care if I'm right or wrong
I'll live my life the way I feel
No matter what I'll keep it real you know
Time for me to do it on my own..."

"If you're making me feel bad
Then tell me then do you feel good?
I'm just human and all I'm doing
Is what my heart tells me I should

So come on, come on, tell me NO!"


To pisała Nieposkromiona Królewna „Ścieżka” z bajki romantycznej nr 19 (co zasiała razu pewnego ziarnko zastanowienia, które sukcesywnie poczęło kiełkować. Być może wypełniła sobą umysły, słowami zajęła myśli, uśmiechem dotknęła zmysłów, a swym istnieniem weszła w sam środek zatwardziałych serc, ale potrzebuje teraz chwili, by wsłuchać się w siebie...)


*********


Życie – uniwersytet wyrzeczeń


Wyrosłam już z pieluch i matczynej opieki. A to, co mam najcenniejsze, czyli własną indywidualność i osobowość, zawdzięczam sobie. Nie mogę jednak pominąć w tym procesie tworzenia siebie ważnych osób, które miały istotny wpływ na moje życie. Płonnym złudzeniem i nadzieją byłoby natomiast kształtowanie swoich uczuć według opinii innych, gdyż umarłabym głodna. Są to sprawy, które nakazują nam postępować tylko i wyłącznie według kardiologicznej wskazówki, własnego rozumu, obserwacji, ale i intuicji oraz doświadczeń. Serce musi dotknąć emocji, żeby sprawdzić, czy jest czysta, dobra, a dusza nie cierpi na jej nadmiar. Zdarza się, że ta emocja jest jasna, niczym pachnąca łąka kwiatów wiosną, ale nie zawsze to, czego pragniemy jest tym, czego potrzebujemy. I czasami niespełnienie marzeń bywa łutem szczęścia... czasami. Trudno nam wykraczać poza to co poznane, własne, oswojone i dobre. Moja umiejętność empatii i angażowania się w losy bliskich mi osób powinna mnie wyzwolić i pozwolić normalnie żyć, ale okazała się dla mnie największym zniewoleniem. Choć czasami mam wrażenie, że jestem niewolnikiem słusznej sprawy i daru, który nie każdy otrzymuje. Współodczuwam, patrzę głębiej, szanuje ludzi...i w ten sposób mogę kształtować, czy wpływać na zmianę postaw u innych (ale tylko jeśli tego chcą i potrzebują).

Staram się nie zaprzątać sobie głowy wydumanymi możliwościami. Ale nie leżę też w domu przykryta gazetą, kontemplując zastaną rzeczywistość, na którą nie mam wpływu. Nie prowadzę jakiejś bezsensownej walki z siłami natury. Zdarza się, że mentalnie uciekam i skręcam w nieznane, przekomarzam się z przypadkową, ale niezwykłą chwilą w moich romantycznych wędrówkach, by zaznać magii, której potrzebuję...

...bo parafrazując Dostojewskiego powiem: „czasami chodzi o to, by mieć prawo zapragnąć dla siebie czegoś choćby najgłupszego, niemożliwego lub nieosiągalnego. Przecie to nieosiągalne w istocie, zawiera w sobie to, co jest dla nas najważniejsze i najcenniejsze....”


Czasami chorujemy na brak podsumowań, bo tak bardzo potrzebne są puenty lub ciąg dalszy lub... cokolwiek, co byłoby czymś więcej...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz