“There are two ways to reach me: by way of kisses or by way of the imagination. But there is a hierarchy: the kisses alone don’t work.”/Anaïs Nin

niedziela, 20 lipca 2008

Remont off

Jest coś, co nie pozwala mi zasnąć. Coś, co męczy mnie od środka i przygniata. Nieustannie zaprząta moje myśli, a nawet walczy o swoje miejsce i przestrzeń bardziej, niż dwa włosy na ‘rozczochranej grzywce’ łysego. Wdziera się do mojego życia niczym nieproszony gość. Bałagani w moim umyśle. To coś, co nadaje nową jakość mojej egzystencji. I czyni każdy mój dzień wyjątkowym i niepowtarzalnym.

To coś to …Remont!

Sobota. 6:47 rano. Trzęsienie ziemi? A może zwiastun końca świata? Kres kresów. Koniec konców. Nie, to cholerny remont balkonów rozrywa me wnętrzności i dudni niczym odgłos tłuczonych garów. Kolejna seria z karabinu, po której naturalnie nadejdzie jakaś cisza, ale kiedy? Poranek nie jest już taki jak kiedyś, rozśpiewany ptasimi trelami.

Remonty stały się jakimś hitem tegorocznych wakacji. I to remonty generalne. Losowo wybrana zostałam ich męczennikiem. Ze względu na obfitość dźwięków, buszujących po moich małżowinach usznych – nie zasne! Mowy nie ma. Na mojej twarzy wykwita mina, której wolelibyście nie widzieć. Idę więc do wanny. Siedząc zanurzona po szyję w pianie, daję nura podwodnego, żeby zagłuszyć oddziały pułku robotników. Kwaśna to kąpiel, bo w jazgocie, którego utopić niestety nie można. A bije między oczy niczym poranne promienie słońca. Oddech mam halny i nieregularny. Ta zabawa staje się nudna i monotonna, panowie!.

Poniedziałek. 15:07. Odgłosy sprzętów ciężkiego kalibru spowodowały mały i chyba nieodwracalny error eM. Trzepią w czerep, nie ma co. Lekko uszkodzona, stałam się chmurą gradową z napisem: „Nie dotykać!. Grozi porażeniem piorunka wysokiego napięcia” Pikający i skaczący, niczym żaba po rozgrzanej szosie, mięsień sercowy stracił swój dotychczasowy miarowy rytm.

Czwartek. Day off w pracy. Nadzieja jest matką głupich. Co ja sobie myślałam? Ze poleżakuję do 8 rano? Na poranną rozgrzewkę umysłu dostaję pożywne śniadanie w postaci solidnej dawki decybeli (w skrócie - hałas mierzony w decybelach to dźwięk niepożądany i szkodliwy dla zdrowia ludzkiego. Stanowi drgania rozprzestrzeniające się w powietrzu w postaci fali akustycznej o częstotliwościach i natężeniu stwarzającym uciążliwość dla ludzi i środowiska.) Jako osoba z dynamitem w głowie w ramach zemsty rozważyłam również możliwość ukręcenia głowy sprawcom lub zwołania małego jam session w pomieszczeniach domowych (jak to niegdyś miałam w zwyczaju czynić), z udziałem wszystkich kumpli muzykujących. Równolegle z remontem balkonów toczy się bowiem walka o przywrócenie użyteczności lokalu mieszkalnego na piętrze numer 2.
Zorganizowanie dobrego koncertu rockowego w domu, żeby zagrać na nerwowej strunie sąsiada to fantastyczny pomysł, czyż nie?. Zwłaszcza po godz. 22:00. W przyrodzie funkcjonują różne sposoby zwalczania szkodników. Stukać szczotką w ściany nie będę, wyrazów brzydkich artykułowanych paszczą nie wypowiem. W końcu po to mam zęby mądrości, żeby od czasu do czasu ugryźć się nimi w wygadany język.

Tymczasem odgłosy pił i wiertarek udarowych stają się już mało śmieszne. Zwichną mnie na całe życie. Stały się garbem, wrzodem, migreną. Remont off zamawiam.
Kolejna piękna wolna Sobota. 7:15. Hmm. Paradoksalnie nawet się z panem remontem zżyłam. Robotnicy wiercą równiutko, z poszanowaniem jazzowej frazy. (choć tu mnie raczej poniosło). Dźwięki to raczej bardziej biesiadne, ale zawsze kiedy dzikie huki umilkną czuję się odprężona i zrelaksowana.

Niedziela. 22:09. Pogrążyłam się w mroku dość ponurych rozważań na temat remontowo-budowlanego i zajmującego inwazyjnie moją przestrzeń, stanu rzeczy.
Pokrzepiająca jest jednak myśl, ze nic nie trwa wiecznie, jakkolwiek banalnie to brzmi. I znów skrzydlate snopy ciszy ofiarują mi błogi (blogi) spokój. Przestanę ciągnąć za sobą swój cień z powodu wiecznego niedospania. Amen.

Udział wzięli :
robotnicy od reanimacji balkonów
Sąsiad, którego imienia nie poznałam
Statyści:
Odgłosy wiertarek udarowych, wbijanych gwoździ, pił i czegośtamjeszcze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz