Prima sort!
Magdalena eM Chojnacka butla ze szczęściem powinna eksplodować równo o 5:00 nad ranem...
czwartek, 27 sierpnia 2009
środa, 19 sierpnia 2009
sobota, 8 sierpnia 2009
Błękitne drzwi..
"Dopóki nie uczynisz nieświadomego świadomym, będzie ono kierowało Twoim życiem, a Ty będziesz nazywał to przeznaczeniem" C.G. Jung
Dziś bardziej rozumiem i czuję te słowa, niż kiedykolwiek wcześniej. Dotarłam do głęboko ukrytej w sobie mocy, by tworzyć życie takim, jakie chce, żeby było. Nie ignoruję już swoich wewnętrznych wątpliwości, podszeptów, intuicji i uczuć. I nadal uciekam od jednoznacznego postrzegania ludzi, w myśl zasady, że każda reakcja mówi więcej o nas samych, niż o innym człowieku.
Weszłam w etap życia, który szczególnie uwrażliwił mnie na pewne sprawy i poczułam to jasne uwolnienie i chęć, by pozostać białym w swojej duszy.
Wszystko co nas spotyka, bez wyjątku, ma znaczenie i nadaje sens oraz wartość naszemu życiu. Nawet przypadkowe zetknięcie z pewną plastyczką, która wydziergała mi naszyjnik w prezencie, kiedy biegłam na starówkę. Czy wczorajsze popołudnie z Andżelą, która po jednym spojrzeniu zapoznała mnie ze sobą słowami: „Prawdziwe piękno z wnętrza wypływa”, nie pozostawiając wątpliwości, ze to spotkanie miało czemuś służyć. Przez parę godzin rozmowy dowiedziałam się o sobie więcej, niż w ciągu ostatniego roku. Bezinwazyjnie, z zachowaniem sprawiedliwej proporcji i umiaru. Jak dużo może dostrzec ktoś, kto mnie wcześniej nie znał i nie widział.
"Każda lekcja nas kształtuje, a powraca w mocniejszym doświadczeniu”... Najprawdziwsza to prawda.
Teraz chcę być jeszcze bardziej uważna i refleksyjna, a nie wciśnięta w ramy bycia poukładanym i takim mocno właściwym. Ten, który dusi w sobie to, co złe w imię bycia ideałem, nie może być jednostką w pełni świadomą. Nie mówię tu o sytuacji, w której pozwalamy na to, by być zasilanym przez zło, bo zupełnie nie o to chodzi. Mocne i stabilne podłoże duchowe nie zbuduje w nas zła, będzie drogą do radzenia sobie z negatywnymi emocjami.
Każdy, kto będzie dążył do stworzenia idealnego w sobie człowieka „bez skazy”, nie otworzy się na wiele możliwości. Będzie tylko o nich marzył. Jeśli czegoś chcę, robię to. Kiedyś przekraczałam siebie w tak wielu sytuacjach, a dziś czuję się, jakbym zupełnie o tym zapomniała. Śmiało podążałam przed siebie, pozostając w kontakcie z emocjami i uczuciami. Wiedząc, że robię to dla siebie i widząc w tym spełnienie moich pragnień. Gdybym wtedy skupiała się wyłącznie na chceniu, a nie konkretnym działaniu, prawdopodobnie nie zdobyłabym cennych doświadczeń i nie osiągnęłabym tego, co już mam. Dlaczego dziś miałabym zatracić w sobie tę zdolność? Życie przecież trwa dalej. Czy tkwię w jakiejś podporządkowanej formie, która mi tego zabrania? Nie tkwię! Nie muszę, a nawet nie chcę. Dlatego wybór tej drogi, którą od zawsze chciałam iść stał się dla mnie naturalny i oczywisty.
Czasami spotykam na swojej drodze ludzi, których słowa nie mogą we mnie wzrastać, bo brzmią one niewiarygodnie. Dlaczego? Bo oni nie żyją w sposób, jaki głoszą. To nie oznacza, że jeśli jesteś ornitologiem, to masz zacząć latać. Nie. Ale może warto zrobić coś, by wyrwać się z cholernego odrętwienia?
Czy mam prosić o łatwe, wygodne życie, upływające mi na prostych zadaniach, będących kopią takiego „wspaniałego” i „szalonego” życia, jakie miewają niektórzy moi znajomi? Gdzie tu droga do osiągnięcia stanu szczęśliwości? Gdzie jest ten przykuwający uwagę, jasny snop promieni, który miałby rozświetlić duszę i drogę? Przepraszam, że nie kłaniam się w pas, nie przyklaskuje, nie jestem zwolennikiem takich 'wzniosłych' akcji, skoro ich nie dostrzegam? W takim razie po co to wszystko? Czemu ma służyć ?
Żeby zostać autorytetem i osobą godną zaufania musimy szanować słowa już wypowiedziane, podążać za nimi. Dlatego przestańmy sobie codziennie obiecywać, że podejmiemy jakieś działanie. Po prostu to zróbmy. Tylko w ten sposób można komuś zaimponować i być może usłyszeć kiedyś: „Kurcze. On/Ona faktycznie to zrobiła. Żyje w taki sposób, do którego nas próbował(a) przekonać. Chapeau bas.”
Z tej prostej przyczyny wiem, że tak naprawdę niczego i nikogo wokół siebie nie muszę zmieniać, a poznać to, co chciałbym wyeliminować w sobie. I widzę potrzebę zmiany. Chcę tego.
Wszystko co nielogiczne i głupie, nieznośnie tkwi w naszej głowie, w umyśle, w kalekim odbieraniu świata, a nie na zewnątrz. Tylko zharmonizowany wewnętrznie człowiek, będzie czuł się zadowolony, uszczęśliwiony i w pełni uwolniony z łańcuchów i kajdanów prostej mentalności.
To właściwy stan duszy, a nie umysłu (nawet najbardziej otwartego) sprawi, że nie będziemy potrzebowali ludzi do wypełnienia pustki, w której tkwimy i żyjemy. Nie będziemy skonfliktowani z otoczeniem, nie będziemy odczuwali zawiści, ani złości, że nie do końca czujemy się osobą, jaką chcielibyśmy być.
Zamach na naszą wolność, strukturalnie przemyślany atak wyimaginowanego wroga jest naszym wymysłem. Tych, z którymi się nie zgadzamy, potraktujmy jako swoisty dar, że stanęli na naszej drodze. Bo pozwolą nam dostrzec w sobie cechy, których nie znosimy i które nas drażnią. Natomiast ci, do których lgniemy niech staną się odpowiedzią na to, co mamy w sobie niezwykłego i wielkiego.
Każdy człowiek jest wyjątkowy. Od każdego możemy czerpać tyle ile chcemy. Oczywiście. Możemy przyjąć założenie: „You won't get the best of me”, ale jeśli ktoś ma z tego jakąś naukę, to warto przyjrzeć się cechom, które są w nas najlepsze i podarować je w prezencie. Na przyszłość.
Dlatego teraz chcę się skupiać na pozytywach, a nie na negatywach. Świat będzie dla mnie w zupełności niezwykły i w porządku, jeśli sama z siebie będę w pełni zadowolona.
Mój kolega ze studiów, który prowadzi kreatywne warsztaty rozwoju osobistego, zapoznał mnie z paradoksalną teorią która głosi, że: „Człowiek staje się tym, kim jest, a nie tym, kim chciałby być”.(uwaga! W tym miejscu niektórzy mogą mieć reakcję alergiczną na tanią filozofię :>).
Oznacza to nic innego jak to, że świadomie powinien akceptować siebie takim, jaki jest. Co z kolei stanie się warunkiem dla późniejszego osiągania zmian i podejmowania właściwych działań i decyzji w naszym życiu. I jest w tym logika oraz głęboki sens. By emocjonalnie i mentalnie czuć się osobą, jaką jesteśmy, a nie jaką chcielibyśmy być, uwolnić się od bagażu kompleksów, wewnętrznych ograniczeń, negatywnego myślenia o sobie. Co w przyszłości będzie miało przełożenie na nasze relacje ze światem.
Żeby zostać elementem wiecznym, konkretnym i stanowczym, bez tanich wymówek dla siebie, poszukam błękitnych drzwi bezwarunkowej akceptacji dla siebie i innych. A jeśli spotkam po drodze mur, to je sobie namaluje. I przekroczę to, co nieprzekraczalne, zanim rozsypią się za mną wilgotne cegły ścian.
niedziela, 2 sierpnia 2009
SHORTy II
Podczas gdy naród 'łikendowo' wypoczywał poza granicami prowincji, z impresją szopenowską w uszach, w wykonaniu Możdżera, spędziłam godzinę na ławce. Z kartką i długopisem na kolanie, szukając jakiejś rozgrzewającej inspiracji. W słuchawkach dźwięczało teraz piano forte oraz szorstkie, lecz w dobrym tonie muzykowanie Stańko. Sam stwierdził niegdyś, że jego twórczość jest pełna natręctw, bo ma skłonności maniakalno-depresyjne. Słusznie ...
Tak więc siedziałam na tej ławce i obserwowałam ludzi. Na szczęście naukowcy odkryli, że istnieje jednak jakieś życie poza siecią i to co nas otacza jest znacznie bardziej fascynujące. Choć przypuszczam, że za lat kilka powstaną internetowe dzieci, które będzie można doglądać za pomocą myszki :). Zaspokoją potrzebę łatwego kupna, czasem z dostawą do domu, gwarancji i pełnej satysfakcji użytkowania.
-E, my nie planujemy dzieci, za to nasz pies kończy jutro 3 lata.
-My też jeszcze rodzić nie będziemy. Za to mamy nową kartę graficzną.
Mawiają z dzikim podnieceniem znajome pary. Można sobie tak porozprawiać o swoich „zabawkach”: karierze, wypadach do galerii handlowych, wakacyjnych wyjazdach, clubbingach, kursach jogi i gotowania. Wszędzie wokół ta sama 'bajka'. Hmm. Chciałabym wkrótce poczuć, a właściwie zrozumieć, że nie jest moja. Jednak pewne procesy się samoistnie dokonują, są konsekwencją zmian w rzeczywistości, której codziennie doświadczamy. Z bólem stwierdzam, że jesteśmy pokoleniem serwisów internetowych. I jest to chyba naturalna kolej rzeczy. Nikogo już ten stan rzeczy nie dziwi. Nie ma potrzeby, by mielić i przetwarzać w jakiś szczególnie eksplorujący sposób to, co oczywiste.
Wróciłam więc do domu. Na biurku jak zwykle artystyczny nieład, gdyż porządek z reguły rodzi chaos.
Dokonało się.
Mistyczne przejście z chaosu we mnie na bajzel wokół siebie. Cytując kumpla podobno „zgłębianie arkan tożsamości mojej, by posprzątać w sobie nie jest mi potrzebne. Do twarzy mi w tym bałaganie, który w moim wykonaniu jest niczym kropla rosy na źdźble trawy, pierwszego dnia wiosny - krystaliczny i spotykany rzadko w takiej postaci.” W nieładzie czasem łatwiej odnaleźć siebie.
A za moment znów uciekam w stronę natury. Bo spotkanie z przyrodą stanie się niedługo dla nas jak kontakt ze społecznością majspejsową, gdy masz miliard 'przyjaciół' i najfajniejsze w tych znajomościach jest to, że nigdy się z nimi nie spotykasz... ;)
sobota, 1 sierpnia 2009
Proces zmiany asymetrii
Dziś przebudziłam się przed 6 rano, kiedy blady świt zerkał jeszcze nieprzytomnie w zaspane okna. Inwazja promieni słonecznych na poduszkę wyrysowała wzór, na którym skupiłam całą swoją uwagę. Obrazek abstrakcyjny, za którym podążałam dłonią, widząc w tym działaniu emocję nieważką i szansę na zmaterializowanie marzeń. Jeszcze bez planu, bez kształtu, bez nazwy, ale pragnień stabilnych, w połamanym rytmie dnia. Przeciągnęłam się leniwie, ubrana jedynie w aksamit pościeli. Ten mój własny mikroświat stał się miejscem, które smakowałam w geście indywidualnego zaproszenia.
I've learned to love the quiet moments, the Sunday mornings of life...
Od teraz wyciszona i pewniej stąpająca po gruncie codzienności, już nie biegnę na oślep, nie płynę bezwolnie. W pochodzie wielobarwnych istnień ludzkich, pokładam nadzieję w tych, którzy patrzą mi w oczy, potrafią chwycić za dłoń, porwać nieoczekiwanie i nieustannie zaskakiwać. Tylko tym, że po prostu są. Istnieję dla spraw realnych, którym można zawierzyć i oddać się bezwiednie.
Nie muszę już w cichej akceptacji i pokoju wspomagać ludzi w wędrówce na wyżej usytuowane tereny ducha. To pomysł jednak dość szalony i wypalający. Zwłaszcza, gdy moje działania brutalnie mąci syntetyczna wręcz obojętność. Wówczas wskaźnik oporu wobec prób kontaktu ze mną staje się wyższy, niż wskaźnik zezwalania. Wtedy zamieniam się w wektor jasnego wspomnienia.
Moje rozpaczliwe starania naprawy istniejącego stanu rzeczy, pragnienie zmian przy pomocy estetycznych i silnych impulsów, przestały mieć teraz kluczowe znaczenie. W tej bezsensownej procesji mentalnego paraliżu, pozbyłam się z siebie nie-mojego, porzuciłam święte przekonanie o tym, że nasza planeta i my – ziemianie, jesteśmy dziełem doskonałym. Oczywiście, że wciąż noszę w swoim umyśle zbiory sprzecznych czasem twierdzeń, wątpliwości i pytań, które drgają i kotłują się we mnie. One napływają w kalejdoskopie szaro-burych barw i nieokreślonych kształtów, kumulują się i męczą czasem okrutnie. Jednak przestałam się nimi dzielić.
when my grey turns to yellow...
Nigdy nie musiałam się określać poprzez słowa. Chciałam być i trwać tylko dla sytuacji i ludzi, którzy mnie chcą i potrzebują, nawet gdy rozsadzam konwencje i uwieram w niewygodzie jak kanciaste krzesło. Wtedy, gdy gładkie i delikatne myśli chowam w kieszeń. Chłostana emocją i policzkowana słowem, nie obawiam się stawiać prawdy na ostrzu noża. Taki to już koloryt lokalny podwórka eM, dziedzicznie uwolnionej od opinii ludzkich.
Moje działania materializują się w wyborach, których dokonuję. I decyzjach, za które biorę odpowiedzialność. Czasami jest to prosta zdolność do akceptacji konieczności, a czasami bardziej zdecydowane posunięcia. Zawsze realizuję jednak rzeczywistość wykrojoną z miłości. Ciepłej i orzeźwiającej, jak letni deszcz. Stale i niezmiennie. I nigdy tego nie zmienię, choćby po to, by wyjść z prostych ram myślenia o świecie. By wymagać od siebie i innych. I nie ważne czy te działania czemuś służą...
Przecież to, jak wygląda nasze życie i relacje ze światem, jest odpowiedzią na nasze postępowanie. Dostajemy tyle, ile oferujemy. A o drugiego człowieka trzeba dbać, dawać mu poczucie zainteresowania i ciepła z naszej strony, by mógł się tym nasycić, od tego wewnętrznie rosnąć. Czasami wystarczy posłuchać wspólnie z nim ciszy. Albo pochylić się nad nim, gdy słabnie, bez niepotrzebnej rozwałki w głowie i werbalnej szermierki. Tak to widzę, czuję i odbieram, wszystkimi swoimi zmysłami. Każdy, kto odnajdzie w sobie odrobinę dziecka to potrafi. Będzie instynktownie czuł jak kochać i szanować innych bezwarunkowo, nie oczekując cudu w zamian.
Ale tego nie da się nauczyć, tego nie można udawać. Można się z tym urodzić albo to w sobie wypracować. Wystarczy zmienić dysproporcje między „chcieć” a „móc”. Zamiana słowa w ciało nie niesie ze sobą konieczności zmiany priorytetów i wywrócenia wszystkiego do góry nogami. Jak w talii kart...
...a zwłaszcza na tej z wizerunkiem waleta karo, którą znalazłam na łotewskiej ziemi i noszę ją w portfelu ze świadomością, że symbolizuje kogoś, kto ma ten sam habitus i energię co ja...