“There are two ways to reach me: by way of kisses or by way of the imagination. But there is a hierarchy: the kisses alone don’t work.”/Anaïs Nin

wtorek, 7 kwietnia 2009

Wiosenna arytmia

Ściśnięta i poukładana jak sardynka w puszce, w wielkomiejskim autobusowym turkotaniu, przemieściłam się do miejsca, gdzie wiatr szeptał najczulsze słowa, a szum liści pieścił zmysły. Nasyciłam przestrzeń brzmieniem wiosennych myśli , zatracając się w monotonii godziny i odgłosach przyrody. Na policzku poczułam elektryczne ciepło. Moja tęcza posprzeczała się ze słońcem, że tak bezwstydnie zagląda w błękit mych przymrużonych oczu. Podziwiałam ten pięknie udekorowany świat i w cichym zatrzymaniu... walczyłam o swoją osobność.


Nie miałam pojęcia w którą stronę zmierzam, ale z hipnotycznym zacięciem szłam przed siebie. Jakiś marzycielski koloryt nadany spotkaniu ze sobą sprawił, ze z mojej przepastnej pamięci, niczym lawa, wypływały wspomnienia. Każde słowo jest śmiertelne i wyraża jakiś porządek, ale szczególność zamknięta w danych chwilach jest wieczna. Dynamika tego popołudnia uzmysłowiła mi co miało i ma dla mnie niezmierzoną wartość. Poświęciłam teraźniejszość przeszłości, by poprzez nazywanie zrozumieć jaka jest...eM; teraz, po przejściu mrocznej i zmaterializowanej lekcji cierpienia. Dojrzalsza? Silniejsza? Zapewne. Wciąż eMocjonalna, eMpatyczna i dostrzegająca najdrobniejsze niuanse codzienności. Zjadłam jabłko, które sobie po drodze zorganizowałam. Czy owoc może definiować świat? Mój tak... zwłaszcza soczysty.


Rozpięta między trawami sztaluga plenerowa pewnie osiadła na posypanym piaskiem podłożu. Barwy palety przejęły władzę nad zmysłami, pozostawiając mnie w ekspresyjnym akcie twórczym. Jednym ruchem mogłam wszystko zamazać, zburzyć i zakłócić wszelki porządek. Chciałam obnażyć jakieś ludzkie wnętrze, sportretować piękno lub ułomność, troskliwie i starannie skrywaną w zastygającej farbie. Jednak polowanie na obiekt żywy, który chciałby 2 godziny spędzić na pozowaniu, zakończyło się fiaskiem. Nienaturalnie powykręcany był tylko pień, ale z nim ciężko się dogadać. W oddali, między drzewami dostrzegłam parę zakochanych. Od razu przyszedł mi na myśl sms, który dostałam 3 dni temu od przyjaciela: „jeśli pocałuje Cię królewicz z homologacją, to nie ma obaw, że zamienisz się w żabę”.


Zamknęłam na chwile oczy, by zobaczyć to co niedostrzegalne. Wzięłam głęboki oddech i w mgnieniu oka ten obraz pokrył się krajobrazem jednolitym. W pejzażu, który powstawał, dojrzałam Nadzieję w pastelowej sukience. Ta nadzieja była we mnie. I w jednej chwili zorientowałam się, że na blejtram uczuć przelałam... siebie. Siebie z całą organiczną zgodą na wszystko, co mnie otacza. Zajrzałam w mechanizm mojego świata, odrzucając sposób dotychczasowego działania. Skostniały on co prawda nigdy nie był, ale wymagał małego liftingu. Martwe rytuały codzienności na wiosnę zmieniają się na naszych oczach. Wychylają się nieśmiało przez okno i chcą nabrać znaczenia, chcą być zauważone. I ja nie chcę być jak Krzysztof Kolumb, który odkrył coś, o czym wcześniej wiedziały miliony.


Zastygłam tak w sytości i pragnieniu, pozostawiając siebie z tymi myślami, gdy nagle zastała mnie szarość wieczoru.


I znikłam pod miękkim płaszczem nocy.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz