“There are two ways to reach me: by way of kisses or by way of the imagination. But there is a hierarchy: the kisses alone don’t work.”/Anaïs Nin

piątek, 24 kwietnia 2009

Esencjonalny scenariusz „dzisiaj”...


Po dniu kociego kwiku, skryłam się pod wiatą przystankową w oczekiwaniu na środek komunikacji miejskiej. Autobus nie nadjeżdżał, więc skuszona aurą wiosenną skierowałam się na Kazimierz. Natychmiast, spontanicznie, bez namysłu. By pomilczeć w duchu i poleżeć na trawie, zastanawiając się nad sensem sensu. Nie szukać odpowiedzi na mądrze zadane pytania. Poczuć bez-wolność w tej niecodziennej eskapadzie.

Pojechałam tam, gdzie jestem ja. Prawdziwie nierealna, delikatna, nie-zachłanna. Na ścianie jasno-popielatego nieba schludne i pulchne chmurki goniły w stronę słońca. Zastygła w atawistycznej sytości , nie czułam głodu, zimna i zmęczenia. W kazimierskim pejzażu chłonęłam to, co krystalizowało się w doskonałym rozkwicie. Melodyjny podmuch wiatru poruszał niesymetryczną zielenią. W tę podróż wyruszył ze mną pisio napotkany po drodze. Beżowy, milczący, z ufnym spojrzeniem snuł się za mną jak zapach Edenu. I przysiadł posłusznie obok, gdy wylegiwałam się na oblanej zielenią ziemi, ożywionej polnymi kwiatami.

Zamknęłam oczy...

Gdybyśmy potrafili być uważni i patrzeć, jak on, ten mądry towarzysz dnia, o którym wiedziałam tylko tyle, że do kogoś należy. Był zadbany, lśniący, ale z nostalgią w oczach... Wiedziałam, że już za chwile za nim zatęsknię - kiedy ja będę tam, a on zostanie tu.

Myślałam o przemijaniu i nieuchwytnej chwili tego popołudnia. O festiwalu „Dwa brzegi” i działaniach Sambora Dudzińskiego, od których niektórzy dostają wypieków na twarzy. Nigdy nie słuchałam takiej muzyki i "białych” głosów, ale oczarowana słowami „Chce do ciebie, nic więcej” miałam w pamięci gęste, soczyste dźwięki piana w początkowej frazie tego muzycznego miodu. „Chcę usiąść i słuchać, być blisko...” Te dźwięki i słowa stały się metafizyczną częścią dnia i rozkwitały w ciągu ostatnich godzin we mnie jak pąki drzew. Nie chciały się odczepić i odejść grzecznie. Zupełnie jak ten zwierzak uroczy. Stały się ilustracyjne, wieloznaczne, podane z tak dużą swobodą, lekkością oraz dreszczem. „To dużo i mało i wszystko...”.Wspomagały mnie w wędrówce na nieznane tereny wtajemniczenia.

Ta podróż stała się antidotum na umęczone błędy codzienności i mijające chwile, które przechowujemy na twardym dysku pamięci... Takie momenty pomagają w budowaniu siebie, przerabianiu spraw, które wymagają przepracowania. Stopiona z bezdźwięcznym powietrzem obserwowałam ten leniwy zgiełk, który zlewał się z ciszą i porywającą dynamiką świata. Kolejny dzień... lecz nie ten sam, bo z nałożonym na widok świata różowym filtrem.

Smakuje mi ta opowieść...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz