“There are two ways to reach me: by way of kisses or by way of the imagination. But there is a hierarchy: the kisses alone don’t work.”/Anaïs Nin

poniedziałek, 11 sierpnia 2008

List do…Mężczyzny

Nie śniłam. W fiolecie nocy sierpniowej księżyc świecił tak gorąco. Wyciszona, a jednak niespokojna snułam się w przytulnej ciszy po pokoju. Suche powietrze przenikało przez nozdrza, wdzierając się jak dym z papierosa do moich tkanek i przemęczonego ciała. Pospiesznie zwróciłam się w stronę dźwięków muzyki, by zanurzyć się w nich jak w aromatycznej kąpieli. Muzyka… od niej piękniejsza jest tylko cisza i Anioły.
Nie chciałam poprzestać na „wczoraj”. Natychmiast musiałam zdefiniować „dzisiaj”, pomimo nieprzebrzmiałych, jeszcze świeżych emocjonalnych matryc i doznań minionych dni. Czułam się jak pacjent wybudzony z narkozy, z wszytym na pamiątkę skalpelem chirurgicznym. Zawsze wiedziałam, że mam w sobie to coś;). Czułam, że muszę skreślić słów kilka. Zazwyczaj porozumiewanie się z własnymi myślami i dialog z sumieniem najlepszy jest nocą.

Każdy ma swój poranek i swój zmierzch. Każdy moment w życiu ma swój początek i swój koniec. Zastanawiałam się jak to możliwe, ze na każde wyznanie tak często odpowiadam czterema potężniejszymi, na strach - lękiem podniesionym do sześcianu?. Kiedy emocje przenikają serce bez najmniejszej litości, zawsze nadchodzi strach. Dumny, dostojny, z wyrazem zaborczości. Uzurpuje sobie prawo do tego, by wdzierać się do mojego życia bez pukania i rozsiadać jak nieproszony gość.
Tak właśnie jest, kiedy komunikuję się wyłącznie gestem, emocjami, spojrzeniem i słowem na blogowym kawałku Internetu. W przelotnym splocie tych ulotnych wrażeń, zmiennych nastrojów i wyobrażeń widzę czasem coś, co okazuje się tylko złudzeniem. Wyobrażam sobie kogoś innego…
A potem…
Kiedy iluzji mówie „Nie”, zaczyna się werbalna szermierka.. Nie potrzebuje wyjaśnień, nie chce ego-trip napędzanego wybujałym, ale i mocno rozchwianym poczuciem własnej wartości. Ja to wszystko widzę i wiem. Nie chcę, żebyś dotknięty jakąś małą emocją, w irytacji uderzał w samego siebie. Powinieneś wiedzieć, że musiałam ugasić migoczący blask. Z powodów oczywistych tak dla mnie, jak i dla Ciebie. Powinieneś też wiedzieć, że aby mnie zobaczyć, prawdziwie dostrzec, trzeba też mnie poznać, poczuć, wsłuchać się we mnie. I chociaż raz wyrazić to w sposób, który sugeruje nieznaczną formę akceptacji. Podążając za Tobą w tak niemym oczekiwaniu, zaczęłam mrużyć zmęczone oczy. Kiedy zamknięty trwałeś w sobie, nadeszły słowa, jak opalizujące błyszczące i jasnokolorowe kamienie. Słowa wystukane na klawiaturze, wyrysowane niebiesko na białym. Być może zalały nieoczekiwanie Twoje wnętrze? Te kilka wypowiedzianych, spontanicznych i szczerych zdań zmieniło duszę w kwiat. W ogrodzie przyjemnie spędzało się czas… ogród jednak obumarł.

I co dalej? Nie zawsze tam, gdzie kończy się nadzieja, zaraz po niej następuje pustka. Nic nie jest w stanie sprowadzić nas na krawędź przepaści. Więc będę, nie zniknę, nie rozpłynę się w letni dzień, jak gałka śniegu. Będę nie inaczej, a tak jak dotychczas. Ciepła, właściwa, nieodgadniona, wrażliwa. Ale nie będę Twoim kwadransem wolności, bo kwadrans to za mało. W całym tym nieokiełznanym ruchu energii i chaosie zasnutym mgłą będę pomagać Ci odnaleźć początek drogi, kawałek ścieżki i dobre chęci do odszyfrowania zatartego drogowskazu...

Jest mi tu dobrze…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz