“There are two ways to reach me: by way of kisses or by way of the imagination. But there is a hierarchy: the kisses alone don’t work.”/Anaïs Nin

poniedziałek, 4 lipca 2011

Na styku światów.

Może powrót do pisania jest jak powrót kochanka, którego odkrywa się na nowo, a może jest czymś zupełnie nieznanym? Jeszcze rozgrzana pod palcami klawiatura, paleta uczuć, przelanych na ekran monitora. Lepkie, cukrowe myśli napływają bezszelestnie. Skosztowanie ich staje się bezbolesne.

Tego czerwcowego wieczoru dotknęła pełni siebie, miłość stała się uczestniczącym stanem jej umysłu. Plenerowa praca twórcza łamała przejściową rutynę, uwalniała uśpione w niej pokłady wyobrażni i świat, który nosiła w sobie. Wszystko co rejestrowała kątem oka było inspiracją. Odczuwanie tego świata stawało się możliwe tylko w gwałtownych dotknięciach miłości, gdy płomień był prawdziwy i rzeczywisty. Zadomowiona, zakorzeniona w sobie patrzyła na fałdy niebieskiej tafli jeziora i na płótno, które miała przed sobą. W jednej chwili potrafiła przekuć rzeczywistość w oniryczną wizję, pozostawiając złudzenie realności. Analizowała nasycenie koloru i strukturę krajobrazu. Po chwili obserwowany przedmiot zaczął w niej zyć. Musiała natychmiast poszukać dla niego towarzystwa, a potem wydobyć wzajemną relację formy i materii. Kiedy krystalizowała się ogólna wizja dzieła, zapomniała w zatraceniu o całym swiecie. Podróżowała całą sobą w obrazach, by za chwile flirtować ze słońcem, przebijającym się przez lazur nieba. To miejsce dawało poczucie wolności. Estetyczna przyjemnośc kreowania tego, czego nie można zwerbalizować była nienasycona. Powoli zamykała w malunku to, co chciała mieć tylko dla siebie. W takich chwilach odrzucała kalkulujący umysł, czuła, że jest skąpana w miłości, z tytułu samego tylko istnienia. Przeszłość była jak rzeka, zupełnie niezdolna do tego, by porwać swoim nurtem. Nie była jej udziałem, a raczej wspomnieniem. Teraz czuła tylko ciepło, dotykała tego, co było istotą trwania, dostroiła się do tej chwili. Zawsze pociągało ją to, co piękne i twórcze. I nigdy dotąd nie czuła siebie tak mocno, jak w tym stanie czujnego bycia. Leniwe przebywanie w tym miejscu wykroczyło poza estetyczne przyjemności. Stało się lekcją poznania.

W tle tego malarskiego krajobrazu wyłaniała się spróchniała chata, rozlazła i spuchnięta niczym spasły królik. To miejsce nie znało cywilizacji. Może dlatego na przemian ujawniały się w nim demony i bogowie, zmagała czerń z bielą. Sama decydowała w czyjej pozostawić mocy ten dziwny fragment świata. Wiedziała, że ostateczną instacją dla siebie jest ona sama, a nie jakieś wartość absolutne. I nie było żadnej siły, która zakazała jej wybierać. Obcowała z czymś ważnym, co w efekcie tworzyło zapis sejsmograficzny jej duszy.

Czasem trzeba wiele energii, czujności i mądrości, by nie uwierzyć w to, co poza...

1 komentarz: