“There are two ways to reach me: by way of kisses or by way of the imagination. But there is a hierarchy: the kisses alone don’t work.”/Anaïs Nin

wtorek, 4 maja 2010

Wczorajsze otulenie


Przedzierałam się o świcie przez swieżą mgłę w stronę torów. Dżdżysty i zasnuty mleczną bielą poranek pieścił swoim chłodem moje policzki. Mijałam skarlałe drzewa, stulone, drżące liście i migoczące wielobarwne pola. Czerpałam ze źródła natury jej spokój, majestatyczną siłę. W przeciągu elektrycznego wiatru, w wiosennym deszczu niedojrzałej jeszcze chwili, spoglądam na szarość nieba, przez które próbowaly przedrzeć się płomienie lśniącego i dalekiego słońca.



Powietrze było lekkie. Minęłam świeżo odmalowaną kapliczkę ze "stygnącym" na krzyżu Chrystusem w stylu rustykalnym. I trafiłam na mały drewniany kościółek z pomarszczoną publicznością w postawie modlitewnej. Weszłam do środka, ale nie po to, by pochylić się nad symbolami, ale zajrzeć w głąb swojej duszy. Próg jakichkolwiek świątyń od lat przekraczam niezwykle rzadko. Może dlatego, że nigdy nie znalazłam tam zrozumienia.



To miejsce było mi jednak w jakiś szczególny sposób bliskie. Atmosfera tej chwili była ciepła, przyjazna i w swej surowości prawdziwa. Stała się magicznym dotykiem kameralnej rzeczywistości. Sprawiała, ze moje myśli przestały się rozpychać w niewygodzie, nie chciały być już jedyną, ostateczną prawdą obiektywną. Mało jest takich sytuacji, w których osiągam taki stan. A ja w niewypowiedzianym zachwycie chcialam tu pozostać, wrastac w tę przestrzeń i krajobraz. Więcej w tym miejscu znalazłam, niż straciłam.


W tym patrzeniu na pachnące zbutwiałym drewnem wnętrze kaplicy starałam sie o dyskrecję, intymność, dialog z niepodręcznikową duszą. Taki, który jest mi najbliższy.


Dzień, dyktowany przez zmienną aurę, skierował mnie w stronę domku gospodarzy, w którym bywałam gościnnie. Zmiękczona dusznym powietrzem, zajadając kolorowe landrynki, szkicowałam kominek, martwy i zimny. Oczami wyobraźni widziałam w nim tańczący swobodnie, jak energia uczuć, ogień.


Czasami wystarczy iskra, by rozniecić płomień..




1 komentarz:

  1. jaka to może być miłość?
    skomplikowana, dojrzała, majestatyczna acz zwinna, giętka, elastyczna, z jednej strony i jasna i ciemna, zalotna i do bólu męska taka Twoja miłość :) hipnotyczna, zmuszająca do oddechu Tobą
    męska-- bo silna, bo nie znosząca sprzeciwu, bo twarda, bo odnaleziona
    Pełna pokory i zachłanna w swym przesłaniu. Mocna, i jednocześnie słaba jak nasze pogmatwane poglądy, zmieniające się czasem w zależności od pogody. Dobrze, że w Twoim przypadku stabilizacja pogody nastąpiła i dobry czas. Targana za włosy, obcięłaś zniszczone końcówki…zmiana dobrze robi, spokojem pomalowana jesteś. To taki wiosenny makijaż, w barwach motylich. Całokształty uczuć i emocji. Definiowanie niezdefiniowanego.

    OdpowiedzUsuń