Magdalena eM Chojnacka butla ze szczęściem powinna eksplodować równo o 5:00 nad ranem...
wtorek, 14 grudnia 2010
...
"Magnetyzm serc" CHARLES CHAPLIN
Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, uświadomiłem sobie,
że emocjonalny ból i cierpienie są tylko ostrzeżeniem dla mnie,
żebym nie żył wbrew własnej prawdzie.
Dziś wiem, że to się nazywa
AUTENTYCZNOŚCIĄ.
Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, zrozumiałem,
jak żenujące jest dla innych, gdy narzucam im własne pragnienia,
wiedząc, że ani nie nadszedł odpowiedni czas,
ani tamta osoba nie jest na to gotowa,
nawet jeśli byłem nią ja sam.
Dziś wiem, że to się nazywa
SZACUNKIEM
Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie,
przestałem tęsknić za innym życiem i mogłem dostrzec,
że wszystko wokół mnie stanowi zaproszenie do rozwoju.
Dziś wiem, że to się nazywa
DOJRZAŁOŚCIĄ.
Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, zrozumiałem,
że zawsze i we wszystkich okolicznościach
jestem we właściwym momencie i we właściwym miejscu
i że wszystko, co się dzieje, jest właściwe.
Od tamtej pory mogłem być spokojny.
Dziś wiem, że to się nazywa
WEWNĘTRZNĄ PEWNOŚCIĄ.
Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie,
przestałem ograbiać się z wolnego czasu
i przestałem tworzyć kolejne wielkie plany na przyszłość.
Dziś robię tylko to, co sprawia mi radość i przyjemność,
co kocham i co sprawia, że moje serce się uśmiecha.
I robię to na swój sposób i we własnym tempie.
Dziś wiem, że to się nazywa
RZETELNOŚCIĄ.
Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, uwolniłem się
od tego wszystkiego, co nie było dla mnie zdrowe.
od potraw, ludzi, przedmiotów, sytuacji i od wszystkiego,
co wciąż odciągało mnie ode mnie samego.
Na początku nazywałem to “zdrowym egoizmem”
Ale dziś wiem, że to
MIŁOŚĆ DO SAMEGO SIEBIE.
Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie,
przestałem chcieć zawsze mieć rację.
Dzięki temu rzadziej się myliłem.
Dziś wiem, że to się nazywa
SKROMNOŚCIĄ.
Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie,
wzbraniałem się przed życiem w przeszłości
i troską o własną przyszłość.
Teraz żyję chwilą, w której dzieje się WSZYSTKO.
Żyję więc teraz każdym dniem i nazywam to
DOSKONAŁOŚCIĄ.
Kiedy naprawdę zacząłem kochać samego siebie, uświadomiłem sobie,
że moje myślenie może uczynić ze mnie chorego nędznika.
Kiedy jednak zwróciłem się do sił mojego serca,
mój rozum zyskał ważnego wspólnika.
Ten związek nazywam dziś
MĄDROŚCIĄ SERCA.
Nie musimy już się obawiać sporów,
konfliktów i problemów z samymi sobą i z innymi,
ponieważ nawet gwiazdy wpadają na siebie, tworząc nowe światy.
Dziś wiem, że TO JEST WŁAŚNIE ŻYCIE!
niedziela, 31 października 2010
poniedziałek, 25 października 2010
Granica piękna
***
"Piękno, które się samo definiuje, staje się kiczem" - powiedział Kuba Wojewódzki uczestnikowi 'Mam talent'
Teraz, gdy maszyneria swiata płynie wolniej, w chwili zapomnienia, zadumy i refleksji, ta myśl powraca do mnie i ujawnia się, jak skala wszystkich przeżyć.
Każda woda, jeśli pijemy ją zbyt długo, zaczyna smakować tak samo. Piękno zawsze smakuje inaczej, jeśli czerpiemy je z różnych źródeł. Daje bezkresny spokój, który rozlany jest strumieniem wody cichej, orzeźwiającej i harmonijnej.
Piękno, które się samo definiuje jest jakimś przekłamaniem... Zgadza się, choć to uogólnienie. Przyciągnęło jednak moją uwagę jak Modigliani, który malował 'puste 'oczy, ale jednak pełne wyrazu i nieuświadomionej głębi.
Czasami zastanawiam się, gdzie jest ten piękny świat, w którym znajdują się złoża miłości i beztroski? Z tego powodu słowa moje zerwały się z krępującej uwięzi, by przelać je na papier.
Mówimy o pięknie ludzi, przyrody, krajobrazu jesiennego, przedmiotów, które budzą w nas uczucie zachwytu.
Rozważamy też piękno duszy, czynów lub charakteru. Dekorujemy nim duszę, podsycamy je marzeniami i oczekiwaniami.
Jednak piękno często jest jakąś cząstką nas, do której nie wszyscy mają dostęp. Możemy je w drugim człowieku dostrzec lub obudzić.
Jak często mijam się z pięknem o ułamki sekund, o uderzenie serca i wiem, że tam się kryje, choć nie ujawnia.
Piękno nie da w sobie stłamsić wewnętrznej ekspresji, choć czasami milknie i kurczy się w sobie. Daje rodzaj wolności i jest w tym wiarygodne, bo nie włada. Tkwi w pokorze, która rodzi się z cierpienia.Wzbudza zaufanie, woła niemym szeptem i przybiera kształt miłości. Nie wyraża się w doskonałości, ale w byciu takim człowiekiem, który przyzwala na niedoskonałość.
Kobieta pięknieje, kiedy kocha i jest kochana. Staje się najpiękniejsza, kiedy jest piękna w oczach swojego mężczyzny.
Piękne jest to co proste i symetryczne. Piękno nie wymaga pokłonów, jest naturalne jak oddech i nie budzi niecierpliwości. Jest zjawiskiem oceanicznym, poza czasem i przestrzenią.
Piękne jest to, co czyni nas lepszymi i pogodzonymi ze sobą ludźmi.
Piękno lubi towarzystwo nieprzewidywalności i spacer w jej zaczarowaniu.
Jest jak srebrzysty kolor skrzydeł, jak muśnięcie ust pocałunkiem i delikatny dotyk. Jak starówka w stylu Mudejar, pełna bibelotów, rękodzieła i migocząca tysiącem kolorowych świateł.
Piękno zawiera się w duszy, umyśle, a nie w słowie. Mieści się w wieloznaczności i niedopowiedzeniu.
Bywa też niezrozumieniem.
Piękno to uskrzydlona i szczęśliwa kobieta, ktora w zamyśleniu skupia wzrok na czymś nieuchwytnym. To niezmywalne wewnętrzne spełnienie i doświadczenie pozazmysłowe, które staje się płomienistym pragnienieniem światła, odwagi myśli i wykonania.
Wreszcie piękno układa nas do snu i swym delikatnym głosem usypia,
gdy nastanie gęsta czerń nocy.
Piękno świeci jaśniej w sercu tego, który za nim tęskni, niż w oczach tego, który je widzi.
Khalil Gibran
***
sobota, 23 października 2010
piątek, 22 października 2010
czwartek, 21 października 2010
Bukiety Jolki
Spotkali się, by już po 10 próbach stworzyć utkaną z materii muzycznej opowieść. To jak krótka chwila skradziona rozpędzonej rzeczywistości, ale za to szlachetnie owocna.
Kolaboracja Jolki Sip, Michała Iwanka, Jarka Gosia, Piotra Bogutyna, Krzysztofa Redasa i Maksa Woska to bogactwo tekstów, kameralnych i soczystych dźwięków, które razem tworzą esencjonalny i bardzo ilustracyjny obraz całości. W tej 6-osobowej machinie każdy prosperuje jak dobrze naoliwiona jednoosobowa działalność z nieograniczoną odpowiedzialnością. Uderza ich warsztatowa kompetencja, organiczne i świeże brzmienie oraz młodzieńcza energia. Muzyczny koloryt Jola ubarwia na zmianę zaczepnym i romantycznym wokalem.
sobota, 16 października 2010
piątek, 1 października 2010
sobota, 25 września 2010
Nekropolia w Metropolii
Obserwując chwile temu świat z 26 piętra stołecznego drapacza chmur
przyglądałam się dominującej sylwetce miasta
Prostokątne budynki i zgeometryzowana architektura
Dawna stolica kontra młoda dynamiczna metropolia
Klimat magicznych uliczek przeciwko brzydocie ulic rozkopanych
Domy pełne tajemnic w opozycji do apartamentowców materialnych
Tam na dole - wymuszona praca, gorączkowa gonitwa, brak wymiany i swobody
Tu w górze - natura i wolność, rzędy obłoków poprzecinane przez stado grafitowych ptaków
Poniżej - fast food, fast love, fast life
A powyżej - na nieboskłonie - iskrzące się kolory jesieni
Kiełkująca potrzeba wrażliwości i balastu
Promień słońca przebijający się wprost na ulice miasta
oświetla pędzący tłum w sukienkach z ekskluzywnych lumpeksów i garniturach od Armaniego
Splot charakterów ludzich, które roztyły się w swych oczekiwaniach i dążeniach
Szarą architekturę Warszawy powoli ogarnia 'duch' życia
Świat rozlewa się gęstą poświatą, a tłum płynący w mrówczym tempie tworzy swoistą z nim relacje
Z każdej części miasta napływają ludzie
by za kolejnym zakrętem ujrzeć cień własnego zycia
jak obumarłe neurony; zmęczeni targowiskiem próżności
Makroświat miłości, czy niechęci?
Zmaganie szarości z bielą?
Prawda, czy zmyślenie?
Jak dwa intymne zyciorysy, które tropią się nawzajem
Papierosowy dym, rozedrganie, dźwięk komórki, wielkomiejski hałas
Świat imaginacji, czy przestrzeń buntu, kreacji i szaleństwa?
Chemiczny związek dwóch różnych światów, jednoczący sie w dialektyce duszy
wypełnionej czymś dawnym, pomarszczonym i nowoczesnym zarazem.
Pozostanę po drugiej stronie siebie samej
macając wzrokiem zakątki Mojego własnego Miasta
Poza światem zagmatwanych warszawskich, nie-moich spraw
piątek, 24 września 2010
Canto
wtorek, 7 września 2010
Kwasożłopy
Ostatni raz z Acid Drinkers rozmawiałam w 2001 r. z okazji ich trashmetalowej ob(d)jazdowej trasy i wizyty w Graffiti*. Była to pogawędka o czarownicach, pytonach, zielonej wodzie, nowej płycie i alkoholu, dodatkowo okraszona dźwiękowo - wizualną mieszanką koncertową. Zrozumiałam potęgę tej formacji, a gatunek, który miałam w głębokiej pogardzie stał się dla mnie estetycznym novum, do którego wracam w okolicach klimatów jesiennych.
Grali wtedy w składzie: Titus (wokal, bass), Popcorn (gitara), Perła (gitara, wokal) i Ślimak (perkusja, wokal).
Moja wiedza na temat tego, co muzycznie tworzą była wówczas mocno okrojona, ale do sprawy podeszłam z należytą starannością. Uzbrojona we wsparcie merytoryczne w postaci dziennikarza muzycznego Dz.W., w medytacyjnym skupieniu prowadziłam dywagacje na temat artystowskiej filozofii Titusa.
Wiedziałam na pewno, że lider nigdy nie wie jaki kształt przybierze płyta. - 'Gdybym to wiedział, przestałaby mnie interesować' - powiedział mi później.
Chciałam jednak wrócić do tej rozmowy sprzed lat, kiedy panowie byli u szczytu kreatywności i z prostej formy potrafili uszyć coś bardzo wyrafinowanego. Dałabym im wtedy wyróżnienie za postępy w nauce i pewność, że bycie kosmicznie dobrym i utrzymanie poziomu wymaga wielokrotnego przepracowania. Potrafili rynkowi muzycznemu skopać dupę wybornie.
Dziś są nie mniej egzotyczni i wciąż komplementowani przez fanów, choć muzycznie trochę gdzie indziej. Jednak nawet żywność jest teraz modyfikowana genetycznie, więc panowie wzięli na warsztat covery, żeby je udusić we własnym sosie. A Kwasożłopy są kapelą od początku do końca przemyślaną, więc efekt przeróbek też jest miejscami wywrotowy.
Z tej ciekawej rozmowy sprzed paru lat przytoczę najbardziej dewastujące kawałeczki.
Życie Acidów jest głośne, szalone i wstrząsająco spontaniczne.
Titus opowiedział o jednej z imprez, która na pierwszy rzut ucha wydaje się rozpasana i mocno podejrzana, ale atawistycznie przyjemna:
- Obudziłem się w pewnym momencie gdzieś w Poznaniu, idąc z murzynem o imieniu Kennedy. Wylądowaliśmy w domu u czarownicy, która karmiła nas suszonymi grzybami i jabłkami. Byli tam też indianie, ale tacy normalni;nie amerykańscy, tylko studiujący w Poznaniu. Był też żywy Pyton, który mieszkał w szafce pod telewizorem. Na drugi dzień podpisywałem kontrakt na 4 płytę, ale niestety mój kontrahent z firmy fonograficznej zastał mnie zarzyganego w wannie pełnej zielonej wody. Potem dowiedziałem się, ze mój kumpel ma dziecko z czarownicą o imieniu Adonis. Żyje ono we Francji, a czarownica umarła dwa lata temu. To wszystko prawda.....
- Wiele było takich imprez - dodał Perła, gitarzysta - Ja to mam trochę spóźniony zapłon. Kiedyś w przedszkolu nie bardzo lubiłem przebieranki. Myślałem, że to wstyd. Pare lat temu okazało się jednak, że to rewelacyjny pomysł. Teraz robimy imprezy piżamowe, greckie, rzymskie. Jest przeciekawie i przegłupkowato.
Młodzież nie chce volvo
Młodzież nie chce jaguar
Młodzież nie chce półwytrawnego wina
Młodzież nie chce dezodorant w kulce
Młodzież nie chce model do sklejania
Młodzież chce adidasy
Rozmawiając o piwie Perła i czystej wódce, którą Acidzi preferują przeszliśmy płynnie na tematy muzyczne. Kawałki grane przez support skierowały rozmowę na aktualną wtedy "Acidofilię"
- Jeszcze nie styknęły się nasze utwory. Ja oscyluję wokół cięższego i bardziej pokręconego grania - wyjaśnił Titus, ale tu będzie bardziej rockandrollowo., choć ciężko. Ciężkie czasy, ciężka muzyka.
Rozmowa zeszła na koncerty, dorobek muzyczny i odwieczne pytanie, czy z muzyki da się wyżyć.
- Ja cały czas nastawiałem się na granie i ze z tego będę żył. I tak jest. Będąc Perłą w Acid Drinkers nie muszę codziennie isć do pracy, zajmuje się muzyką i starcza mi na życie, Wpadłbym w niezłą papkę, gdyby nie granie. Dostałem się kiedyś co prawda na Akademię Rolniczą, gdzie studiowałem technologię drewna, ale granie a Acidach było moim marzeniem.
- Ja nie mam zielonego pojęcia kim bym był, jeśli nie muzykiem- dywagował Titus. - Pewnie kapralem w armii
Młodzież nie chce Eriki Young
Młodzież nie chce T.S Elit
Młodzież kochać Szwarcenegesssy
Młodzież chce mieć dużo więcej kesssy
Młodzież nie chce Kmicic
Młodzież nie chce kolarzówka
Każdy głupi ch... to super Bond
Młodziez chce ( sami wiecie) taniej benzynesssy.
Spytałam chłopaków o fanki, bo Machina podała, ze grouppies Acidów są najbardziej zainteresowane bliskim spotkaniami z muzykami
Tak jest - zaśmiał się Perła
- Bardzo możliwe - dodał Tytus. Nie grałem w innych zespołach, więc ciężko mi stwierdzić. Ale to wspaniale. Jak powiedział kiedyś Steven Tyler z Aerosmith "To bardzo pokrzepiające"
Ale ja nie chce
Ja nie potrzebuje
Lubie być tym, kim jestem.
Koniec fragmentu erudycyjnej petardy acidofilskiej.
Enter.
** utwór Youth z płyty "Broken Head"
*(opublikowane w Dz.W. 2001.10)