“There are two ways to reach me: by way of kisses or by way of the imagination. But there is a hierarchy: the kisses alone don’t work.”/Anaïs Nin

piątek, 12 września 2008

Emocjonalne szczytowanie…

Gęsta atmosfera wrześniowego poranka sprawiła, że pokłóciłam się dziś sama ze sobą. A przede wszystkim z własną, osobistą Rodzicielką. Najlepsza z mam powiedziała mi, że wymagam i oczekuję od życia więcej, niż mogę dostać. No tak. Co ja sobie w ogóle wyobrażam? A w rozmowie face to face numer z „utratą zasięgu” niestety się nie sprawdza…
Więc kiedy już odwiedzam ukochaną rodzinkę serwują mi darmową kozetkową sesyję z cyklu „Jak mam żyć, czego nie robić, co robić, kiedy rodzić, kiedy ubrać kieckę z welonem, etc.”(niekoniecznie w tej kolejności). Wyborne są te posiedzenia.
Wyborne.
A ostatnio dość przewidywalne. Można się nimi upajać jak likierem czekoladowym z Bratysławy. Tylko w tym przypadku familia gwarantuje gwałtowne skoki ciśnienia, zamiast zapewnić ukojenie moim skołatanym nerwom. Razem z twarzą ubraną w słodko-kpiące znudzenie, przemieszczam się wtedy z bezrasową psiną na krótki spacer po osiedlowych trawnikach. 1800 sekund dumania sam na sam; z czworonogiem uważnie tylko obserwującym swoją panią u boku. Można tak długo-długo wpatrywać się w panią, kroplę rosy na trawie…zdechłego szczura. Ech.

Ale, ale odbiegłam nieco od tematu. Bądźmy poważni. Moją głowę rozsadza drylujące masę szarą pytanie: „czy nie powinnam wymagać od codziennej egzystencji więcej, niż może mi ona zaoferować?”

Wplecione i głęboko zakorzenione we mnie przekonanie, że życie mamy tylko jedno, nakazuje mi, by uczynić je dziełem doskonałym. Chce je przeżyć tak, by niczego nie żałować. A dostaje za to niemal po dupie. Za to, że pragnę, by nabrało ono znaczenia. Stało się żywe, prawdziwe, tętniące i aromatyczne. I wcale nie chce moimi śmiałymi planami rozśmieszyć Boga. Zaręczam. Choć bywają czasami dość odważne i ekscentryczne. Ale jednocześnie nienawidzę tego uczucia bezradności. Wykluwającej się, urzeczywistnionej i wyraźnej potrzeby osiągnięcia SZCZĘŚCIA ABSOLUTNEGO. Czy to aż tak bardzo niemożliwe???

Dam się pokroić za doznanie tego stanu obłędnej i ogłupiającej jak narkotyczny trans radości. Choć przez chwilę.
Od zawsze pulsuje we mnie pragnienie zachowania chwili. Nachodzi mnie w myślach co noc. Świadomość nieuchronnego przemijania daje mi prawo do tego, by wymagać, oczekiwać, nasycać się widokiem nieznanych krajobrazów życia. Nie chce, by przede mną rozlewał się żywioł totalnej nicości, bylejakości, płytkości, miałkości i wtórności. Chce widzieć to, co niedostrzegalne, smakować to, czego jeszcze nie poznałam. Jedyne, co może unicestwić marzenia, to strach, strach przed porażką. A ja chce marzyć, poznawać emocje ukryte w prostych gestach, widzieć czyjeś zmęczone oczy, dostrzegać myśli, splatać mój los z losem oryginalnych i unikalnych ludzi. Chce, by ktoś pomalował dla mnie niebo w zachwycający i całkowicie unikalny sposób.
***
I znowu emocje sięgają zenitu. Targają mną nieudane próby odebrania zmysłom czujności.
Wczoraj tańczyłam z deszczem, stąpając boso po stołecznym gruncie. Przepłaciłam to katarem, ale musiałam się pospierać trochę z naturą.

Jutro zerwę zakazany owoc i dotknę obłoków, będących własnością poważnej dumy nieba. W wyobraźni zawsze śmiało wykraczam poza to, co poznane, własne, udomowione i mocno zakorzenione. Kocham, tracę, pragnę, żałuję. W końcu nic dwa razy w życiu się nie zdarza.

A dziś dla zachowania równowagi i właściwych proporcji wypłynę na nieznaną, głęboką wodę. Całkiem sama. W poszukiwaniu swojej szansy, a nie tylko bezpieczeństwa, stabilizacji, bliskości i trwałości… Świadomość udania się w podróż z zatraceniem kierunku, czasu i przestrzeni jest fascynująca. Nie chce nawet poznać pointy tej wędrówki, a jedynie wyzwolić się z zastygłej formy i gnuśniejącego jak poobiednia sjesta, istnienia. Koniec końców i tak każda historia w mojego życia jest niedopowiedziana i niedokończona… Bajka pisze się nadal.

1 komentarz:

  1. "Wplecione i głęboko zakorzenione we mnie przekonanie, że życie mamy tylko jedno, nakazuje mi, by uczynić je dziełem doskonałym. Chce je przeżyć tak, by niczego nie żałować. A dostaje za to niemal po dupie. Za to, że pragnę, by nabrało ono znaczenia. Stało się żywe, prawdziwe, tętniące i aromatyczne. I wcale nie chce moimi śmiałymi planami rozśmieszyć Boga. Zaręczam. Choć bywają czasami dość odważne i ekscentryczne. Ale jednocześnie nienawidzę tego uczucia bezradności. Wykluwającej się, urzeczywistnionej i wyraźnej potrzeby osiągnięcia SZCZĘŚCIA ABSOLUTNEGO. Czy to aż tak bardzo niemożliwe???"
    nio Madziu, to Ci sie udalo, jakbys czasem moje mysli poczytala, to to samo by wyszlo.Tak trzymaj i nie odpuszczaj, trzymam kciuki, bo szczescie jedno przyciaga drugie

    OdpowiedzUsuń