“There are two ways to reach me: by way of kisses or by way of the imagination. But there is a hierarchy: the kisses alone don’t work.”/Anaïs Nin

sobota, 7 marca 2009

SHORTy post scriptum

W czwartek po pracy wsiadłam do wyziębionego busa i pojechałam na stołeczny hit „Romeo i Julia”, złakniona romantyzmu w wersji dramatic. Zamiast tego otrzymałam Julię ubierającą się u Diora i u Prady oraz Orłosia informującego w Teleexpressie o jej śmierci. Czekałam aż zwolnienie akcji mnie ujmie, a przyspieszenie porwie. Na próżno. Choć młodym wokalistom talentu i uroku odmówić nie można.

Jednak kiedy koledzy Romeo nakazali mu „wyobracać jakieś laski, bo wygląda jak weteran samogwałtu”, musiałam się zastanowić „jak to w oryginale leciało”.

Jego nastoletnie pytania były chyba czymś więcej, niż problemem z niepohamowaną erekcją! Odpowiedzi na potrzebę miłości szukał zupełnie gdzie indziej. On potrzebował spokoju, dotlenienia, a nie przesilenia, ujawniającego się skądinąd w pejzażu fabuły. Prawdziwego uczucia, snucia życia w opowieści... w opowieści o niej, czyli wyśnionej Julii.


Niech twórców tego musicalowego przedsięwzięcia strzegą zastępy święte za swoiste profanum, którego się dopuścili. Ale skoro tylko w tak brawurowy sposób można przybliżyć dzieło Szekspira młodemu pokoleniu, to niech im będzie...


Nie dostałam romantyzmu, po który pojechałam, a trujący ogryzek i pozostałość po finezyjnej opowieści inicjacyjnej. Zostałam wychłostana werbalnie. Ale za to otrzymałam końcową, malowniczą scenę tańca w deszczu, dla której warto było się tam znaleźć.


Nie można umierać piękniej, niż umierać... z miłości...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz