“There are two ways to reach me: by way of kisses or by way of the imagination. But there is a hierarchy: the kisses alone don’t work.”/Anaïs Nin

poniedziałek, 10 maja 2010

Work in progress


Obserwowanie procesu twórczego jest uwikłaniem w soczystą przemianę, wejściem w nową przestrzeń, wizję i czas. Lubie..

wtorek, 4 maja 2010

Wczorajsze otulenie


Przedzierałam się o świcie przez swieżą mgłę w stronę torów. Dżdżysty i zasnuty mleczną bielą poranek pieścił swoim chłodem moje policzki. Mijałam skarlałe drzewa, stulone, drżące liście i migoczące wielobarwne pola. Czerpałam ze źródła natury jej spokój, majestatyczną siłę. W przeciągu elektrycznego wiatru, w wiosennym deszczu niedojrzałej jeszcze chwili, spoglądam na szarość nieba, przez które próbowaly przedrzeć się płomienie lśniącego i dalekiego słońca.



Powietrze było lekkie. Minęłam świeżo odmalowaną kapliczkę ze "stygnącym" na krzyżu Chrystusem w stylu rustykalnym. I trafiłam na mały drewniany kościółek z pomarszczoną publicznością w postawie modlitewnej. Weszłam do środka, ale nie po to, by pochylić się nad symbolami, ale zajrzeć w głąb swojej duszy. Próg jakichkolwiek świątyń od lat przekraczam niezwykle rzadko. Może dlatego, że nigdy nie znalazłam tam zrozumienia.



To miejsce było mi jednak w jakiś szczególny sposób bliskie. Atmosfera tej chwili była ciepła, przyjazna i w swej surowości prawdziwa. Stała się magicznym dotykiem kameralnej rzeczywistości. Sprawiała, ze moje myśli przestały się rozpychać w niewygodzie, nie chciały być już jedyną, ostateczną prawdą obiektywną. Mało jest takich sytuacji, w których osiągam taki stan. A ja w niewypowiedzianym zachwycie chcialam tu pozostać, wrastac w tę przestrzeń i krajobraz. Więcej w tym miejscu znalazłam, niż straciłam.


W tym patrzeniu na pachnące zbutwiałym drewnem wnętrze kaplicy starałam sie o dyskrecję, intymność, dialog z niepodręcznikową duszą. Taki, który jest mi najbliższy.


Dzień, dyktowany przez zmienną aurę, skierował mnie w stronę domku gospodarzy, w którym bywałam gościnnie. Zmiękczona dusznym powietrzem, zajadając kolorowe landrynki, szkicowałam kominek, martwy i zimny. Oczami wyobraźni widziałam w nim tańczący swobodnie, jak energia uczuć, ogień.


Czasami wystarczy iskra, by rozniecić płomień..




poniedziałek, 3 maja 2010

Osobowość miłości


Czasami mysli jego były tak synchroniczne z jej kosmosem umysłu, jakby kradł je podczas snu.

Była jego osiągalnym bólem i nieosiągalną troską.

Pożądał jej czytelnej emocjonalnie erupcji ciepła, jak rozgrzanych ramion, ust i wszystkiego, co z niej pochodziło.


To czym byli dla siebie było sekretem ich dusz.


Zastygły dumnie i majestatycznie jak lawa moment był jedyną i słuszną oznaką łączącej ich tęsknoty.

On tonął w niej, w jej spojrzeniu rozlewnym i przygaszonym. A jej milczące oczy mówiły więcej, niż dotyk.

Zapach mężczyzny, jej mężczyzny, który rozlokował się w powietrzu był zaproszeniem do łapczywego smakowania tajemnicy szczęścia. Poczęstowała go swoją krainą, zagarnęła dla siebie na zawsze.


Cisnęła w kąt całą negatywną i niepochlebną wiedzę o miłości.

Patrzyła i dostrzegała bez ograniczeń i wartościowania.

Kropla łzy przespacerowała się po jej twarzy jak rozlewisko czerwieni z filmu noir.


Po miłosnym spełnieniu wpatrywała się w mapę pęknięć na ścianie jak w dzieło życia, które wytyczyło ścieżki uczuć...

kręte, skomplikowane, wyraźne i jej własne...