“There are two ways to reach me: by way of kisses or by way of the imagination. But there is a hierarchy: the kisses alone don’t work.”/Anaïs Nin

poniedziałek, 26 października 2009


Wróciłam do aktywności społecznej. Właściwie w ciągu ostatnich tygodni proces socjalizacji był znacznie bardziej intensywny, niż mogłam przypuszczać. Wzięłam życie w swoje ręce, podejmując się działań i wyzwań, do których wcześniej podchodziłam w pewną nieśmiałością i dystansem. Znalazłam w sobie źródło sił i inspiracji. Dojrzałam do zachwycającej, pozbawionej napięcia ciszy. Wydobyłam siebie na zewnątrz.


Myśli jak rabatki, ukwiecały mój umysł w tak wyrazisty sposób, że chciałam się tu znaleźć. Pobyć choć przez chwile na moim kawałku internetowego mikro-świata. Zostawić ślad obecności. Słowa są jak afrodyzjak albo smaczne wino, a montowanie tekstu w pośpiechu nie zagłusza kontaktu ze sobą, lecz nadaje wypowiedzi sznyt szczerości.


W jesiennej refleksji jest coś, co pozwoliło mi dostrzec jak wiele mam, kim jestem i kim mogę być. Przyszedł moment sumiennej pracy nad sobą, wewnętrznego dialogu i deklaracji. Moja codzienność wciąż jest zmysłowa, czasem ironiczna, niezgrabna, upoetyzowana, trudna, bolesna i jasnokolorowa. Ale to, co ubarwia moje życie i czyni je wyjątkowym to pragnienie zachowania ważnych chwil na dłużej.


Ruth Waldron oswoiła mnie kiedyś z pojęciem cierpienia. Na koncercie w Krakowie powiedziała "Why do we complain"?, trzymając za rękę niewidomego i sparaliżowanego Arka. Człowieka, który śpiewał w sposób przejrzysty, zachwycający i z zawodową dokładnością. "Dlaczego narzekamy"?"Why do we complain?"


Szczęście to spokój, a nie wykalkulowany stan posiadania. Szczęście jest stanem umysłu i chwilą w teraźniejszości.


Odtworzyłam więc w pamięci słowa Ruth, po których zrozumiałam, że akceptując istnienie nieszczęścia i tego wszystkiego, co nas wokół przytłacza, możemy zacząć żyć inaczej.


Dlatego każdy poranek stał się dla mnie obietnicą czegoś nowego. Kolejny dzień zaczął stwarzać mi możliwości, o których zawsze marzyłam. To co jest bez ruchu, milczące i bez akcji, jest nietrwałe. A ja chciałam zrobić kilka kroków w przód i utrwalić te chwile.


Wyrosłam więc z układania i tworzenia scenariuszy codzienności, bo chwila jest nieprzewidywalna. To, co jest piękne w nieoczywisty sposób jest tym, co w istocie mnie zachwyca i na czym buduje swoje tu i teraz.


Wszechobecną szarość rozświetliło dziś jesienne słońce, minorowe zwątpienie zostało wyparte przez umiarkowany optymizm. Nikt przecież nie mówił, że będzie lekko. Ale własna energia buntu i protestu, która we mnie drzemie, nakazuje mi działać, stwarzać, robić to, co kocham.


W końcu...nie ma szans, że spóźnię się na własną śmierć. Wiem też, że kiedy nadejdzie, nie poczeka na mnie, aż dokonam czegoś ważnego...