“There are two ways to reach me: by way of kisses or by way of the imagination. But there is a hierarchy: the kisses alone don’t work.”/Anaïs Nin

niedziela, 3 maja 2009

Na odcinku naszego życia rysuje się wciąż Jej obraz doskonały. Jak to jest, gdy Ona jest i co by było gdyby Jej na ziemskim padole nie było. Nieskończenie wielkiej, rajskiej, krystalicznej, nieskazitelnej. Tej, która jest jak kilkudniowy kaprys, jak romantyczna fantazja, nagłe pożądanie, jak impresja malarza. Jak złudzenie i wystygłe przyzwyczajenie. Jak pewny podmuch wiatru i przegapiona chwila, na którą czeka się całe życie. Bez kresu, dna, umiaru, bez tchu. Niewinna, bez bolesnej rany ego, która w Niej krwawi.

Dla Niej niesenność cudowna we dwoje. Jest dostojna, piękna, niewinna, uduchowiona i czysta. To Ona godzi się na cierpienie i tęsknotę. Usypia rozsądek i wdraża w życie uczucie świeżości i wszechogarniającego szczęścia. Wytycza kierunek działania. Scala duszę i serce w doskonałej dyscyplinie. Taka właśnie jest. Odtruwa zmysły, emocje i sprawia, że rozkwitają. To Ona wyodrębnia intencję, która odbija się potem w uczynkach.

Dla Niej usta moje i ciepło dłoni. Kapłanka w bieli, nobliwa, cierpliwa i obezwładniająca. Muza poetów i artystów. Nieskończona i wieczna, będąca początkiem i końcem wszystkiego co (nie)ziemskie. Forma trwała i boska. Odradzająca się wciąż w nas na nowo, jak raj utracony. Mijająca godzina i czas pomnażają Jej wartość w intymnej harmonii Jej istoty. A potem wszystko zaczyna się od początku, raz jeszcze.

Uczymy się Jej na nowo, w chwili ciszy, refleksji. Uczymy się, by nie siebie, a Ją wynosić ponad prawdę. Chcemy rytmiczne, objawiające i pewne zdania oraz słowa przejrzyste, zatopić głęboko, by ując ukochaną osobę czymś bardziej konkretnym od słów. Jej pragnienie zazwyczaj czyni z nas tarczę, gdy już jesteśmy blisko celu...

Spętani strachem boimy się jej i w tym lęku akceptujemy. Nie zadajemy pytań, bezwolnie trwamy w nadziei na to, ze samoistnie coś się zmieni. Odzyskujemy siłę tworząc, gdy cały świat zatrzymuje się na jedno nasze spojrzenie, słowo, czy gest. Jednak czym jest moc bez potwierdzenia. Ostatecznie niewolą naszą staje się brak odwagi podjęcia ryzyka prostego gestu, w obawie o zniszczenie harmonii doskonałej. Z jednej strony niespodziewane, nieznane, inne, ale ten dysonans!

Budzi się w nas uśpione dotąd marzenie tej drugiej połowy, prawie tak samej, tej, która wyłoniła się, którą można utulić całą sobą i zatracić się w niej do bólu. Chcemy zobaczyć brzeg, kwiat, coś trwałego, czego nie będziemy się bali utracić. Gdy padające na wodę odbicie krajobrazu załamuje się, ulotność fal to urozmaica. Kontemplujemy na brzegu wizję, doskonałą, którą przemienia miłosne pragnienie. Przemienia w to, czego szukaliśmy.

Złaknieni pieszczoty uświadamiamy sobie, że nie możemy przyjmować jedynie adoracji, bo „cierpiał będzie każdy kto wielbi samotnie i będzie chciał tylko, by inni wielbili”...A przecież istotą miłości jest dialog, gest obdarowywania sobą, w każdej słonecznej i deszczowej chwili dnia.


'Only one life that soon is part, only what's done with love will last'

('Tylko jedno jest życie, które wkrótce minie, tylko to, co z miłością zrobione, nie zginie')